Mam szczęście do odkrywania wspaniałych książek, a dzisiejsza recenzja dotyczy serii „Wilczy dwór”, a konkretnie pierwszego tomu pt. „Córka wiatrów”, tom 1. Na szczęście mam przy sobie kolejne części, bo nie wytrzymałabym w niewiedzy, co wydarzy się dalej. Jak zawsze, odsyłam Was do opisu książki, ale mogę powiedzieć, że pierwszy tom sprawił, że pragnęłam więcej i więcej.
Mała ciekawostka. Nie muszę chyba podkreślać, że kobiety są siłą tej planety. Dowodem na to jest Konstancja, która w tak młodym wieku przeszła wiele, ale to dopiero początek drogi, jaką wykreowała dla niej nasza autorka. Zacznijmy od Wilczego Dworu i historii, która rozgrywa się po klęsce Powstania Listopadowego, z pewną akcją z wilczycą w roli głównej. Fascynująca przygoda naszych bohaterów pokaże, że przyszłość jest możliwa pod warunkiem pogodzenia się z przeszłością. Każda postać, którą poznasz, ma swoją nić, która łączy się z Konstancją. Jedną z takich nici jest ochmistrzyni Pelasia, przy której uśmiałam się do łez i muszę podpowiedzieć, że jedna tylko osoba dorównuje jej sposobem bycia, a jest nią Antonina. Ta szczera i ciepła dziewczyna sprawiła, że uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Uprzedzam, że gdy zaczniesz czytać, nie będziesz mogła się od niej oderwać. Nie wiem, jak autorka to zrobiła, ale wszystko, co przeżywa Konstancja – jej radości, rozterki, ból sprawia, że pragniesz tam być i pomóc jej w tych zmaganiach. Czujesz jej emocje, a to wszystko jest na w...