Dwóch tragarzy znajduje w mieszkaniu zmasakrowane ciało kobiety. Obecny w pomieszczeniu mały chłopiec trzyma w ręku wyłupione oko. Do śledztwa zostaje przydzielony komisarz Gabriel Byś, dla którego jest to szansa na odpokutowanie swojej zawodowej wpadki z przeszłości. Pruszków mimo upływu czasu nadal pozostaje miejscem, które wywołuje nie najlepsze emocje. Czy renoma tego miejsca pozwala wysnuć wniosek, że zabójstwo kobiety ma związek z porachunkami mafijnymi? Im bliżej odpowiedzi na to pytanie jest komisarz Byś, tym bardziej wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane.
Nie ukrywam, że trylogia o komisarzu Bysiu swoje na półce przeleżała. Dobre książki są jak wino, muszą swoje trochę odleżeć, bym mogła docenić ich wyjątkowość. Początek historii był taki jak lubię. Brutalnie i mocno – moje klimaty. Nie ukrywam, że przy wyobrażeniu sobie jak mały chłopiec jest świadkiem morderstwa nieco zmiotło mnie z planszy. Po czasie się otrząsnęłam i niestety dalsza część historii już aż tak mnie sobą nie angażowała. Porównałabym to do zapalonej świeczki, która najpierw pali się żywym ogień, który z czasem się zmniejsza i przygasa. Jeżeli chodzi o przygasanie, akurat w tej powieści ostatni akt był dość dobrze rozegrany aczkolwiek czasami miałam wrażenie, że chwilami wkradał się bałagan sytuacyjny. Ale to tylko moje spostrzeżenia, więc nie przywiązywałabym do nich szczególnej uwagi ;). Ode mnie 7/10.