„Atoli człowiek nie jest rzeczą, a więc czymś, czego by można było używać tylko jako środka, lecz musi być przy wszystkich swych czynach uważany zawsze za cel sam w sobie.”
Immanuel Kant „Uzasadnienie metafizyki moralności”
Od dwóch wieków, z tego bardzo ważnego zdania-imperatywu kategorycznego, filozofie moralności, liberalna demokracja i właściwie wszyscy ludzi, dla których dobro jest fundamentalną wartością międzyludzką, budują praktykę i zalecenie postawy sprowadzającej się do szacunku. Myśl Kanta separuje jednoznacznie sens ‘szacunku’ na dwie rozdzielne postawy. Możemy szanować ludzi, nawet jeśli nie szanujemy ich poglądów i postaw. Słowo ‘możemy’ rozumiem tu nie jako alternatywę (że sobie wybieramy), ale jako stwierdzenie, iż szacunek do człowieka nie zależy od szacunku (bądź braku szacunku) wobec tego, co on robi, myśli.
Dla sprawdzenia odporności teorii na rzeczywistość, zbudowałem eksperyment myślowy.
Uczestnicy dramatu ‘dwuludzkiego’:
A – człowiek
B – też człowiek
Na podstawie obserwacji dokonywanej przez B, stwierdza się, że:
- A ma złe relacje rodzinne (więc B nie szanuje jego relacji rodzinnych)
- A nadużywa wulgarnego języka (więc B nie szanuje jego języka)
- A nie znosi teistów (więc B nie szanuje jego światopoglądu i uprzedzenia)
- A nie znosi ateistów (więc jak wyżej)
- A posługuje się pomówieniami (więc B nie szanuje jego manipulujących relacji z innymi)
...
itd. ad infinitum (np. A jest : oportunistą, egocentrykiem, nihilistą, bumelantem, anarchistą,… ) (*)
Wyobraźmy sobie nieskończoność. Zaczynamy numerować kolejne nieszanowane przez B postawy/zachowania A. Czy istnieje w takim ciągu moment (sumaryczna liczba kolejno artykułowanych obserwacji i sądów), gdy może B podsumować, że jednak nie szanuje A?
Ponieważ lista tego, czego A nie znosi jest dostatecznie długa (nie kończy się w razie potrzeby), to pojawiają się i takie:
- A kradnie (więc B nie szanuje jego podejścia do prawa własności)
- A dopuszcza się przemocy wobec innych (więc B nie szanuje jego postawy łamania zasady nietykalności cielesnej)
- A jest alkoholikiem, narkomanem, … (*)
Jaka jest współczesna moc imperatywu kategorycznego Kanta? Czy działa bez zarzutu? A może działa a nie powinien, albo nie działa, choć powinien? Czy istnienie różnych moralności na Ziemi może mieć wpływ na odwiedź na powyższe pytania? W jakim stopniu człowiek jest separowany od tego co robi i myśli (i czy to rozgraniczenie jest zasadne i bezwarunkowe)(**)?
Moje motywacje do całego wpisu to dwa problemy:
- Czy imperatyw jest ‘stabilny’ moralnie i nie ma wyjątków?
- Co jest człowiekiem? Czy jeśli wysłowimy dostatecznie pojemny zbiór negatywnych postaw A, to może ostatecznie nie dałoby się oddzielić JEGO od tego, co ON robi/mówi?(**)
========
* Dla czystości przekazu i odbioru – pewne składowe charakterystyki A są mniej, inne bardziej naganne molarnie. Z mojego wyboru nie warto robić do mnie o to zarzutu, bo chodzi o zasadę, z której ma wynikać wstępne założenie, że to z punktu widzenia B wszystkie przypisane cechy A są molarnie naganne. Stąd zupełnie czymś innym (w konkretnym przypadku, gdy ktoś chciałby się postawić w roli B) może być nieetyczność słów: ‘anarchista’, ‘kradzież’ czy ‘alkoholizm’. Choć z drugiej strony właśnie chodzi o pewne napięcie moralne – że nie szanujemy anarchii, alkoholizmu i kradzieży, ale na przykład anarchistów którzy kradną, bo są alkoholikami jednak tak, jeśli zgadzamy się z imperatywem Kanta.
** W wyliczaniu kolejnych cech A chodzi o przetestowanie w umyśle, czy nie istnieje ostatecznie przejście od ‘cechy A’ do samego A. Chodzi o analogię z tzw. paradoksem łodzi Tezeusza. Plutarch kiedyś postawił problem. Stoi na brzegu łódź Tezeusza. Z kolejnymi dekadami odpadają od niej deski. W ich miejsce przybijane są nowe. Trwa to dostatecznie długo, by finalnie łódź nie zawierała żadnego elementu pierwotnie do niej należącego. Czy to wciąż ‘łódź Tezeusza’?