Oryginały są fajne, ale nie można być tylko biegłym w danym języku...
To za mało - niestety.
Przykład - Pratchett. Moja siostra twierdzi (po dwóch bodaj Pratchettach w oryginale) że już sama nie wie, czy lubi Pratchetta czy PeWu Cholewę (tłumacza Pratchetta).
Ja Pratchetta uwielbiam i wydawało mi się, ze po anglikańsku mowie i czytam biegle. Ale nie.
Więcej Wam powiem - mam znajomego Cockneya (taka część Londynu, w której mówią tak, ze inni Londyńczycy ich nie rozumieją. No i tenże znajomy (Anglik, Brytyjczyk z urodzenia) - wydawałoby się, że angielski ma native.... zaczął się UCZYĆ ANGIELSKIEGO. bo z własną żoną (Polką, mówiącą perfect i biegle po angielsku) się nie mógł porozumieć.
No i tu wracam do angielsko-jezycznych książek - czy aby na pewno mamy (ja już wiem, ze nie mam) taki poziom znajomości danego języka, żeby zrozumieć to, co zostało napisane? Nie jestem aż takim fanem Pratchetta (jak np Jezernika - którego faktycznie mam wszystko co zostalo wydane, ale - w tłumaczeniach. A Jezernik (Słoweniec) nie ma az tak "dwuznacznych tekstów" do interpretacji, jak Pratchett czy AAronović (obaj Brytyjczycy, a AAronović to nawet Londyńczyk - powiadają, ze w życiu całym nie wyjechał poza Londyn).
No i Jezernik wie, że slowenski nie jest językiem aż tak popularnym, wiec jeśli chce być czytany, to musi się postarać zrobić to przyswajalnie.
A Prattchett i Aaranovic nie muszą.
Wot' :)
I tyle w temacie :I