Od tego wszystko się zaczęło… No właśnie, a ja dopiero teraz poznaję losy Marka Benera, reportera toruńskiej gazety. Zmobilizowało mnie wznowienie wydane przez Czwartą Stronę Kryminału. Znając już jednak późniejszą twórczość Roberta Małeckiego mogę stwierdzić, że autor bardzo rozwinął swój warsztat pisarski, choć i tu czuć tą charakterystyczną lekkość stylu, inteligentny humor i naturalność dialogów. Sporadycznie wkradający się chaos rekompensuje fascynująca fabuła, w której „wszystko, co do tej pory wydawało się prawdą, było kłamstwem, a co mogło być kłamstwem, okazywało się prawdą”.
Na równe uznanie zasługuje kreacja głównego bohatera, doświadczonego boleśnie przez los, niepogodzonego ze stratą ciężarnej żony, niepokornego idealisty, niewolnego jednak od zwykłych ludzkich wad i potknięć.
W pożarze, którym Marek Bener się zajmuje w ramach reporterskiego śledztwa, ginie jego dawny przyjaciel, a od kiedy odbił mu narzeczoną, wróg. Przeszłość rodziny Benera, na którą ofiara wywarła olbrzymi wpływ, otwiera się niczym niezagojona rana, jątrząca z każdym dniem bardziej i bardziej. Wątki sprzed lat zaczynają łączyć się niespodziewanie z kolejnymi tragediami, a sam Bener zostaje wkręcony w kampanię przedwyborczą jednego z kandydatów na prezydenta miasta Torunia.
Bener nieustępliwie dążący do celu musiał komuś dotkliwie nadepnąć na odcisk, bo ktoś ewidentnie na niego poluje. Nie spodziewa się jednak, że najgorsze dopiero nadejdzie.
Niektóre wą...