Milioner, który napisał testamenty

Milioner John Poland vel Jan Koniecpolski, który od lat mieszka w Australii postanawia przyjechać do ojczyzny. W związku z tym postanawia zlecić Lucji przygotowanie i urządzenie najdroższego mieszkania pełne drogich gadżetów. Żeby nie było tak łatwo w wyznaczonym dniu ma za zadanie zebrać jego bliskich. John ma wtedy zdecydować, kto otrzyma w spodku jego miliony. Najpierw jednak muszą przejść specjalne testy. To pozornie proste zadanie komplikuje się gdy gospodarz pojawia się 10 dni za szybko, a milioner zostaje zamordowany...

„Milioner, który napisał testament” to kolejny odcinek serialu kryminalnego, który wciąga od pierwszych stron. Fantastyczni bohaterowie, których nie da się zapomnieć, spora dawka humoru i intryga to zdecydowanie przepis na udaną lekturę. Mimo, iż schemat jest ten sam jak w poprzednim odcinku bawiłam się równie dobrze próbując rozwikłać kto jest mordercą. Po raz kolejny nie udało mi się tego odgadnąć. Lucja ponownie udowodniła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Sam format zdecydowanie przypadł mi do gustu i jak dla mnie to zdecydowanie miło spędzony czas i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

I znowu kupa śmiechu, okraszona jakże interesującą postacią Lucji SŁodkiej czyli słynnej pani Home Disaster Manager. Tym razem wyżej wymieniona musi zająć się organizacją spotkania milionera, zamieszkującego daleką Australię, a pragnącego gorąco zobaczyć swoją rodzinę. Ale, ale żeby nie było to takie proste, to pan ma wymagania i to bardzo oryginalne.
Oczywiście przewija się przez książkę mnóstwo postaci i trzeba się pilnować kto i co reprezentuje i kim jest dla milionera. No i wiedząc już, że pojawi się trup od pocżatku podejrzliwie traktować każdziutkiego po kolei.
Ksiażka niewielka, ale jakże się to dobrze czyta i wczuwa w kolejne postacie. A choć zorientowanie się, kto tak naprawdę stoi za morderstwiem nie przysparza trudności, to nie zmienia to faktu, że oczekuję na przeczytanie kolejnej częsci.

Lucja Słotka powraca w kolejnej misji. Tym razem ta Home Disaster Manager podejmuje się znalezienia domu dla pewnego milionera na stałe mieszkającego w Australii. John lub Jan, jak kto woli, ma wygórowane wymagania jeżeli chodzi o aranżację wnętrz i standard nowego lokum, a do tego, w wyznaczonym dniu, Lucja ma zebrać bliskich milionera. Niestety, tam gdzie pojawia się Lucja, nie może zabraknąć problemów i jej nowy pracodawca umiera.

To był powrót w wielkim stylu. Po raz kolejny świetnie spędziłam czas z tą małą, ale pełną humoru książeczką. Dobrze wykreowani bohaterowie, zabawne dialogi i ciekawy pomysł na fabułę sprawiły, że bawiłam się równie dobrze jak przy pierwszym spotkaniu z Lucją, a może nawet i lepiej.
Ta niepozorna książeczka jest idealnym poprawiaczem humoru, a jej niewielkie rozmiary są dodatkowym atutem. Na okładce powinna mieć ostrzeżenie dotyczące czytania w publicznych środkach transportu.
Ja już czekam na kolejną część, a Was zachęcam do sięgnięcia po dwie, a właściwie trzy już dostępne. Koniecznie musicie poznać Maciusia😉

Home Disaster Manager powraca z misją niemożliwą! Czy rzeczywiście? Przecież słowo testament w ustach milionera z Australii brzmi niczym tajne zaklęcie. Albo zapach miodu wabiący misia. I nie ma znaczenia, że zleceniodawca pojawia się ponad tydzień wcześniej. Lucja Słotka ponownie stanie na wysokości zadania, a wszyscy zaproszeni goście pojawią się na wezwanie Johna Polenda, czy raczej Jana Koniecpolskiego.

Lucja nie jest w stanie jednak przewidzieć, że ozdobna szpila, która miała być prezentem dla dawnej miłości stanie się narzędziem zbrodni, a jedynym świadkiem morderstwa starszego pana okaże się Maciuś. Wprawdzie gadający, ale jednak ptak. I do tego cóż za "zadziwiająca koincydencja" znów do sprawy morderstwa przyjeżdża znany nam z części pierwszej aspirant Konieczny.

Przy kolejnych perypetiach Lucji ubawiłam się jeszcze lepiej niż przy pierwszym tomie. Zabawne dialogi, humor sytuacyjny i bohaterka, która budzi sympatię i zachwyca swoim sprytem, pomysłowością, odwagą i umiejętnością zachowania zimnej krwi w każdej sytuacji potrafią poprawić humor nawet w pochmurny poniedziałek. I aż tyle przyjemności zawartych na jedynie 140 stronach małej książeczki, która z powodzeniem zmieści się w (niemal) każdej torebce.

Pisałam to przy pierwszej części, ale powtórzę, że pomysł wydania literackiego serialu kryminalnego był genialny! Brawo Wielka Litera! A już 01.09 będziemy mogli czytać lub słuchać w wykonaniu Agnieszki Dygant najnowszej części czyli "K...

Tym razem Lucja musi kupić i urządzić mieszkanie dla pewnego bogacza, by następnie zebrać w nim jego rodzinę. Wszystko idzie bezproblemowo do momentu, gdy John Polend zjawia się na miejscu o 10 dni za wcześnie i nalega, by do spotkania doszło już teraz. Niejednemu członkowi rodziny zepsuje to plan dnia, ale mają przecież doskonałą motywację — gospodarz odczyta swój testament.

Było fajnie! Może nawet fajniej niż poprzednio? Kolejne wyzwanie dla Lucji Słotkiej stawia przed nami nie tylko zupełnie nowy zestaw bardzo ciekawych osobistości, lecz także “stare” postaci w lepszej formie. Poprzednim razem wspominałam, że postać pana detektywa nie przypadła mi do gustu. Tym razem przynajmniej nie miałam wrażenia, że on po prostu czeka, aż ktoś inny rozwiąże za niego zagadkę. Bądźmy jednak szczerzy… To Maciuś, gwarek z ciętym językiem, okazał się najbardziej charakternym bohaterem (zaraz po Home Disaster Manager). Akcja toczy się na niespełna 150 stronach, więc nawet przez chwilę nie da się nudzić. Fajnie było pogłówkować trochę nad wskazaniem mordercy, połączyć przedstawione fakty i poniekąd osiągnąć w tej sferze sukces. Ciekawy pomysł na fabułę, świetne zmyłki. Polubiłam Lucję i już nie mogę się doczekać, co wydarzy się w kolejnym odcinku tego zabawnego serialu literackiego.