Tyle w niej ciepła, pozytywnych myśli i do tego klimat Bieszczad. Opowieść o kobietach, ich rozterkach, problemach i radościach. Pojawia się wiele wątków i postaci i choć na początku trudno było mi się połapać, kto jest kim, z biegiem stron sytuacja coraz bardziej się wyjaśniała i wszystko zaczęło się łączyć w jedną spójną całość. Najbardziej podobał mi się powrót do przeszłości jednej z bohaterek i historia pewnego dworku opowiedziana przez starszą panią tak, że czułam, jakbym tam była razem z nią.
Cała książka utrzymana jest w zimowej, górskiej atmosferze, a czas upływa na przygotowaniach do Świąt. Do tego jeszcze te wszystkie wypieki, która wychodzą z rąk babci Zosi😍 Opowieść aż pachnie cynamonem, miodem i makiem...