Brzydka i przerażająca to powieść. Brzydka, bo ludzie są brzydcy. Przerażająca, bo dowodzi, że - pomimo tego, iż twierdzimy zgodnym chórem, iż nie stosujemy stereotypów, że jesteśmy otwarci, że interesuje nas człowiek, a nie jego pochodzenie,., to jest to, drodzy Państwo, gówno prawda. Wielkie gówno i mała prawda.
Powiedzieć o tej książce, że jest to świetny kryminał... to nic nie powiedzieć. Dam sobie obie ręce poobcinać, że nikt z Was, nigdy, czegoś podobnego nie miał nawet w rękach. Nie jest to też powieść obyczajowa. Nie jest to też dzieło socjologiczne ani etnograficzne. "Kamień" nie jest porównywalny z niczym. Z niczym, powiadam.
Z czym kojarzy się nam kryminał? Z trupem, śledztwem, dochodzeniem i wygraną sprawiedliwości.
No, to tego tu nie ma.
Ale kryminał jest. I to zdecydowany.
Czy jest tu też patologia? Oj jest. I to w nadmiarze.
Tylko że według mnie patologia nie kryje się tu w domach z dykty i ubrudzonych dzieciakach, mieszkających w lesie w bardzo wielodzietnich rodzinach. Patologia kryje się w próbie zrzucania całej winy wszechświata na innych - obcych (bez względu na ich narodowość, wygląd, tradycje czy zwyczaje). Patologia tkwi w ślepej wierze w uzdrowicieli, którzy są niejako swoi. Żeby poźniej ukryć własne grzechy, zrzucając winę na innych.
W tej powieści (z braku innego słowa, bo jak wspomniałam "Kamienia" nie da się poorównać z niczym, dotychczas mi znanym.) państwo Kuźmińscy dotykają tego, co nas, "białych obywateli ...