„Jaskiniowiec” to już dziewiąty tom opowiadający o komisarzu Williamie Wistingu. Również w tej części kluczową rolę odgrywa jego córka, dziennikarka Line Wisting. Pan Horst poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
Wisting jest idealnym przykładem na to, że można wykreować prawdziwego bohatera, bez żadnych nałogów, bez żadnych ciężkich przeżyć. Po prostu faceta z wadami i zaletami. Nie da się ukryć, że komisarz jest bardzo dobrym szefem, który najpierw wymaga od siebie. Jest sprawiedliwy, pokorny i sumienny. Ale to można pisać przy każdej części. Chyba za to pokochałem autora i Wistinga. Nawet, jeśli fabuła momentami niekoniecznie jest realna, to do postaci policjanta nie można się przyczepić. Który to już raz piszę, że Jorn Lier Horst przez wiele lat był szefem wydziału śledczego? :)
Fabuła zrobiła nam się zaskakująco szeroka i rozbudowana. Przybrała całkowicie inny kierunek. Ekipa Wistinga bierze udział w akcji na skalę światową. Oczywiście w centrum akcji znalazła się Line, która postanawia napisać artykuł o samotności po wiadomości, że jej sąsiad przez cztery miesiące siedział martwy we własnym domu. Jego śmierć nikogo nie zainteresowała. „Na nic zda się całe bogactwo tego świata, jeśli nie zaczniemy bardziej się o siebie troszczyć. W tym kraju ludzie cierpią na duchowy niedorozwój. Jesteśmy ja puste skorupy, zajęte zaspokajaniem wyłącznie własnych potrzeb”.
Autor nie każdemu przypadnie do gustu, trzeba polubić t...