Zwlekałam, odkładałam, wybierałam do czytania coś innego… I zupełnie niepotrzebnie. Ostatecznie zmobilizowana opiniami znajomych sięgnęłam po „Czerwień”.
Przyznam, że sam początek był trudny. Nie mogłam się przebić przez nieco przytłaczające opisy, szczególnie te dotyczące sędzi Boguckiej i prokuratora Bilskiego. Przełom nastąpił około trzydziestej strony i potem już było z górki.
Bardzo fajnie i wiarygodnie oddane realia Trójmiasta lat dziewięćdziesiątych z opowiastkami w stylu anegdotek odzwierciedlających pewien lokalny koloryt. Podobała mi się wzmianka o McDonalds: wynoszenie serwetek było super :)))
Pełnokrwisty kryminał poprzez brutalne, oddalone od siebie o siedemnaście lat, morderstwa łączący wymiar sprawiedliwości ze środowiskiem trójmiejskiej mafii. A w gruncie rzeczy to wcale nie o to tam chodzi. Okrucieństwo, jak się okazuje, to nie tylko domena mafii. Znowu okazuje się, że sprawcą wszystkiego jest niespełniona miłość. Pewnego schematu nie udało się autorce uniknąć: mordercą zawsze ten, kogo podejrzewa się najmniej. Ja wszystkimi zmysłami czułam, że to właśnie TEN człowiek choć, nie przeczę, współtwórca koszmaru mnie zaskoczył.
Autorka przyłożyła się do pracy i wyszło zupełnie nie byle co.
Z przyjemnością przeczytam kolejne części trylogii.
Aha, zapomniałam jeszcze dodać, że ostatecznie, pomimo początkowej niechęci do tej postaci, polubiłam Bilskiego.