"Obowiązującym tonem narracji stała się wulgarność i babranie się w cudzym życiu intymnym. A nowe sylikonowe usta, wyposażonej w sztucznie powiększony biust blondynki w telewizji były większym niusem niż ludobójstwo w jakimś innym miejscu na świecie daleko od Stureplan"
Przyznaję się bez bicia, że mnie morderca wykołował tak samo skutecznie jak Gunnara Barbarottiego i jego ekipę. Dałam się podejść i omamić i uwierzyłam we wszystko, co pisał do inspektora. Przyznam też, że trochę się wkurzyłam, tylko nie wiem, czy bardziej na niego, czy na siebie, że dałam się oszukać. Z drugiej strony cieszę się, że po pierwszej książce tego autora, nie odpuściłam sobie go, bo druga część "przygód" Barbarottiego, jest zdecydowanie lepsza i ciekawsza. Bo to "całkiem inna historia" 😁
Bardzo mi się podoba ta postać, jego dil z Bogiem, którego przecież nie ma 😁. Jego rozważania, sny i troska o dzieci. Że już o ciekawej relacji z pewną Marianne nie wspomnę. Coraz uważniej będę się przyglądać temu autorowi