Fragment początkowy: Bez względu na silny atak podagry w nocy i wynikające stąd zdenerwowanie, Kistunow udał się rano do biura i najgorliwiej zaczął przyjmować interesantów banku. Wyraz twarzy miał ponury i zmęczony. Ledwie był zdolny mówić, ledwie oddychał, jakby niebawem miał spocząć w grobie.
— Czym mogę służyć? — zwrócił się do kobiety w przedpotopowej szubie, której figura z tyłu przypominała nieco chrabąszcza.
— Proszę waszej ekscelencji, — zaczęła prędko trajkotać nieznajoma — mój mąż, asesor kolegialny, Szczukin chorował pięć miesięcy i gdy, z przeproszeniem pańskim leżał w domu i leczył się, bez żadnej przyczyny dano mu dymisję, a kiedy przyszłam po pensję, to proszę waszej ekscelencji, wytrącili mu z pensji dwadzieścia cztery ruble trzydzieści sześć kopiejek... Za co — pytam. A bo brał pieniądze z kasy wzajemnej pomocy i koledzy za niego ręczyli?... Co to takiego?... Czy miał on prawo brać pieniądze bez mego zezwolenia?... To niemożliwe, proszę pana. Co to znaczy? Jestem biedna kobieta i żyję z lokatorów... Jestem słaba, bezbronna istota... Wszyscy mnie krzywdzą i nikt mi dobrego słowa nie powie...
— Czym mogę służyć? — zwrócił się do kobiety w przedpotopowej szubie, której figura z tyłu przypominała nieco chrabąszcza.
— Proszę waszej ekscelencji, — zaczęła prędko trajkotać nieznajoma — mój mąż, asesor kolegialny, Szczukin chorował pięć miesięcy i gdy, z przeproszeniem pańskim leżał w domu i leczył się, bez żadnej przyczyny dano mu dymisję, a kiedy przyszłam po pensję, to proszę waszej ekscelencji, wytrącili mu z pensji dwadzieścia cztery ruble trzydzieści sześć kopiejek... Za co — pytam. A bo brał pieniądze z kasy wzajemnej pomocy i koledzy za niego ręczyli?... Co to takiego?... Czy miał on prawo brać pieniądze bez mego zezwolenia?... To niemożliwe, proszę pana. Co to znaczy? Jestem biedna kobieta i żyję z lokatorów... Jestem słaba, bezbronna istota... Wszyscy mnie krzywdzą i nikt mi dobrego słowa nie powie...