W moim domu rodzinnym nie było książek, poza Biblią i książką o jeleniu, którą czytał mi tata. Miłość do literatury nie miała więc prawa się rozwinąć; tym bardziej, że jedyne książki, które czytałam, to znienawidzone lektury szkolne (dziś uważam, że nie odpowiednie do wieku Czytelnika), które zdecydowanie zniechęciły mnie do czytania. Jedynym wyjątkiem była książka "Ten obcy" Ireny Jurgielewiczowej.
I tak mijały lata; potykałam się o książki, głównie z ekonomii i prawa dla przedsiębiorców.
Aż nadeszła Jesień 2011 roku.
I stało się.
Zakochałam się.
I przepadłam.
Ale czas na tę opowieść dopiero nadejdzie.