Trzeci kryminał z Rudolfem Heinzem! Piłkarski światek i makabryczne zabójstwa, niezawodny Kastoriadis i przeszłość, która powraca w życiu komisarza... Warszawa, 10 kwietnia 2010 roku, w okolicach Dworca Wschodniego Jacek Kos rzuca się pod pociąg. W obliczu katastrofy smoleńskiej śmierć piłkarza z polskiej kadry przechodzi bez echa. Dwa tygodnie później do Katowic przybywa Józef Heinz i prosi syna, którego nie widział od wielu lat, by pomógł mu wyjaśnić powody tego samobójstwa. Kierując się względami osobistymi, Rudolf Heinz postanawia przeprowadzić na urlopie drobne dochodzenie. Zagłębiając się w prywatne śledztwo, profiler stopniowo odkrywa powiązania z niewyjaśnionymi zabójstwami nastoletnich chłopców. Sprawie nadano kiedyś kryptonim ZZZ. Nazwa nawiązywała do listu, który pozostawił nieuchwytny morderca. Tymczasem w długi weekend majowy ze szpitala psychiatrycznego ucieka Inkwizytor, by wyrównać rachunki z Heinzem i resztą świata... Zarówno powieść kryminalna, jak i mecz piłkarski mają formułę zamkniętą: kryminał ciąży ku nieuchronnemu finałowi i rozwiązaniu sprawy, mecz kończy ostatni gwizdek sędziego (jakkolwiek zdarzają się przypadki, że piłkarze pragną wymierzyć sobie sprawiedliwość w drodze do szatni). I kryminał, i futbol mają swoją dramaturgię oraz bohaterów, na których temat prowadzi się zażarte dyskusje. Przede wszystkim bowiem kryminał i piłkę łączy to, że odwołują się do emocji fanowskich: do czystych, bezinteresownych odczuć tych, którzy tracą mnóstwo czasu, by zyskać coś nieuchwytnego: coś, co możemy nazwać suspensem i dreszczykiem przebiegającym po plecach i niedającym spokojnie zasnąć. Zanim znowu zabiję to taki drybling między zwłokami, sprawami i duchami z przeszłości z futbolem w tle. I jeśli przykuje na kilka godzin waszą uwagę, odwodząc - podobnie jak mecz piłkarski - od codzienności, autorskie zadanie zostanie wykonane. Czego życzę Czytelnikom i samemu sobie. Mariusz Czubaj Facet ma nazwisko jak keczup, ale za to głowę niczym komputer i mimo ewidentnych ciągot alkoholowych (i co ciekawe, rockowo-karatekowych), jak już zagnie na kogoś parol, to nie popuści. Bożydar Brakoniecki