Książka, o której ostatnimi czasy było bardzo głośno, jak przystało na wrzask. Pozycja, która zbierała zazwyczaj dobre opinie doczekała się momentu, w którym i ja sprawdziłam, o co tyle szumu. Szum w pełni zasłużony, bo książka jest bardzo dobra, a doświadczenie zawodowe autorka przekuła z pieczołowitą precyzją w pełną niemego krzyku powieść. Miks gwałtu, sponsoringu, budzących wątpliwości samobójstw i popełnionych w trwodze morderstw posypany jest dziennikarską ciekawością, by zwieńczył to ciężkostrawne danie policyjny upór i buta. Na deser - byśmy nie zapomnieli o miłym dla czytelniczego podniebienia obiedzie - cięty język, charyzma, dobra do strawienia ironia, której próbuje wielu autorów, ale tych, którym się udaje można policzyć na palcach u jednej ręki. Do tych nielicznych zaliczyć mogę Janiszewską, która przedstawiła bardzo autentycznych i nieprzerysowanych bohaterów, zarówno w ich osobowości, jak i w sposobie wysławiania się. Wyszło bardzo naturalnie i przyjemnie dla oka - nie brakowało momentów, gdy śmiejąc się pod nosem wyłuskiwałam co bardziej interesujące fragmenty, by dzielić się nimi z innymi.
Jak to możliwe, by w historii z brutalnym seksem, tajemnicami sprzed lat, zagadkowymi samobójstwami rozluźniać atmosferę sarkazmem na poziomie? Dzięki temu wciągałam się co rusz w bardzo dobrze skonstruowaną, nienużącą fabułę, by - chcąc nie chcąc - mieć chwile wytchnienia od dochodzenia do rozwiązania zagadki właśnie dzięki ironii na dość wysokim poziom...