Klasyka gatunku. Stary, dobry Chandler. I stary dobry Marlowe. Tutaj główną zaletą jest styl. Sarkastyczne porównania, cyniczny dowcip. Czyta się to nadal z przyjemnością i rozbawieniem, choć trup ściele się gęsto. Intryga trochę przekombinowana i nawet teraz, niedługo po skończeniu książki trudno mi przypomnieć sobie, kto kogo zabił i dlaczego. Ale, jak wspomniałam- nie o to tu chodzi. Podam próbki cytatów:
„Z promiennymi uśmiechami na naszych twarzyczkach - dodał sierżant – z rękami otwartymi szeroko na powitanie i z pałką w każdej ręce”. „Potrząsnęliśmy sobie ręce. Ja poszedłem, a on został”.
Trafiłam na stare wydanie z 1992 roku zrobione na zamówienie przedsiębiorstwa „Ruch” przez wydawnictwo „Amax”(?), po taniości. Wydano wtedy całą serię klasyki kryminału do nabycia w kioskach „Ruchu”. Niestety, książki są byle jak klejone i rozpadają się przy czytaniu. Ale czasy kryzysu i transformacji tłumaczą wszystko. Kolejny kryminał z tej serii wywaliłam w rozsypce do wora z napisem „papier”. A szkoda: może ktoś jeszcze by go przeczytał?