"... Jednakże Ellen odwiesiła już słuchawkę, wobec czego nasadziłem kapelusz, wyszedłem i odjechałem Packardem. Jeżeli obchodzą was takie rzeczy, był piękny poranek pod koniec kwietnia. Pani Penruddock mieszkała przy szerokiej, spokojnej ulicy w Carondelet Park. Jej dom wyglądał zapewne dokładnie tak samo, jak przed pięćdziesięciu laty, lecz żadna to dla mnie pociecha wobec perspektywy, że Ellen Macintosh może spędzić w nim najbliższe pół wieku, chyba że staruszka Penruddock umrze wcześniej i nie będzie już potrzebowała pielęgniarki. Pan Penruddock opuścił ziemski padół przed kilku laty, zostawiając w miejsce testamentu gruntownie powikłane sprawy majątkowe i listę emerytów długą jak kolejka po darmową zupę. Przycisnąłem dzwonek u frontowych drzwi i po dłuższej chwili otworzyła mi drobna starowina w fartuszku pokojówki, o siwych włosach zebranych w ciasny kok na czubku głowy. Obrzuciła mnie takim spojrzeniem, jak gdyby widziała mnie po raz pierwszy w życiu, a i teraz nie miała ochoty oglądać..."