"Summa technologiae" od samego początku pomyślana była jako dzieło projektujące przyszłość i z tej przyczyny poddające się prędko i w sposób niejako automatyczny weryfikacji dokonywanej przez czas i rzeczywistą historię naukowych czy technologicznych odkryć. Stała się więc w jakimś sensie książką "w ruchu", książką, która z samej swej istoty miała być stale przykładana do zmieniającego się wciąż stanu faktycznego, stale komentowana i uzupełniana przez autora, sprawdzającego trafność swych przewidywań. I tu przydarzyło się coś, o czym marzy skrycie każdy futurolog: formułowane u progu lat sześćdziesiątych idee Lema na temat dalszego rozwoju cywilizacji technicznej sprawdziły się nad podziw, co jest dla autora źródłem nie skrywanej dziś satysfakcji.