Dość długo mi zeszło przeczytanie kolejnej cegły z dorobku pana Kinga, bo prawie dwa tygodnie, ale tylko dlatego, że mój czas na czytanie był dość mocno ograniczony. Czułam z tego powodu lekką frustrację, ponieważ bardzo chciałam szybko dokończyć tę książkę. Spodobał mi się koncept umieszczenia wątku obcej cywilizacji w lekturze, bo to znowu zupełnie inna historia niż te, które do tej pory przeczytałam, jednak styl pisania pozostaje bez zmian, czyli : dynamiczny początek i to tajemnicze "coś" , wyhamowany środek, zaskakujący i jeszcze bardziej dynamiczny koniec. Nie zabrakło tutaj słynnego na cały świat kingowskiego wodolejstwa, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić i nawet by mi aż tak bardzo to nie przeszkadzało, ale tutaj to już autor chyba mocno przesadził. No, a poza tym w zamierzeniu miał to być horror i na pewno w jakimś stopniu był, ale bardzo słaby i z domieszką sci-fi. Żaden z "krwawych" (?) wątków mnie nie przeraził i nie wywołał we mnie jakiś większych odczuć grozy, może tylko lekkie ciarki.
No i czemu mam skojarzenia z "Teksańską masakrą piłą mechaniczną? .... Bo coś takiego też mi zaświtało w głowie w trakcie czytania...🤔
Podsumowując : nie jest to najlepsza pozycja, ale też i nie najgorsza. Pomimo "zamulania" tu i ówdzie fabuły i tak czytało mi się to względnie dobrze, aczkolwiek miałam momenty w których zastanawiałam się, jak długo jeszcze przyjdzie mi to znosić 😜 Lubię te gawędziarstwo Kinga, ale czasem co za dużo to i też niezd...