Pewnego wieczora, kiedy kolejny raz zasiadłam, żeby czytać mojemu dziecku o krówce, która zgubiła się mamie, o Krzysiu, który nie chciał się myć, o żabce, która chce się kąpać, powiedziałam dość. Dość sztampowych, nudnych wierszyków o niczym. Dość częstochowskich rymów, bzdurnych morałów, bezsensownego klepania kolejnych czterowierszowych zwrotek, okraszonych obrazkami tworzonym naprędce w programie Paint. Czas sięgnąć po klasykę. Spotkanie z lirycznymi i dowcipnymi wierszami Tuwima to prawdziwa przyjemność. Dzieci słuchają ich uważnie, z wypiekami na twarzy śledzą historię Słonia Trąbalskiego, pan Hilarego, Zosi-Samosi. Od pierwszego wejrzenia pokochają Murzynka Bambo i nabiorą apetytu na mleko, które chętnie wypija w wierszu kotek. Jednocześnie głośne czytanie wierszy, przepełnionych grą słów, wykrzyknikami, zwielokrotnieniami znaczeń, przerzutniami i zmianami tempa jest nie lada wyzwaniem dla rodziców.