Czy pierwsze spotkanie z twórczością Przemysława Żarskiego pozostawiło we mnie trwały ślad?
Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Bez wątpienia nigdy nie czytałam podobnej książki. Miałam jedynie lekkie skojarzenia z Jo Nesbo, jednak na korzyść "Śladu" przemawiają polskie realia zamiast skandynawskiej nudy i poetycki język zamiast topornej narracji.
Ta powieść czyta się sama, strony uciekają błyskawicznie, a wszystko dzięki świetnej konstrukcji. Uwielbiam króciutkie rozdziały z perspektywy różnych bohaterów, a do tego przeplatane tak, że ciekawość jest regularnie pobudzana - do tego stopnia, że ostatecznie nie zostaje zaspokojona.
Gdy dotarłam do końca, nie byłam tak naprawdę niczego pewna. Na szczęście mogłam od razu sięgnąć po "Bliznę", a tę recenzję piszę już po przeczytaniu "Ciernia", co znacząco wpływa na moją ocenę, bo to taka trylogia, która dopiero w całości wywiera odpowiednie wrażenie. Trzeba w pełni poświęcić się lekturze, skupiać się na treści, a najlepiej robić notatki, by żaden wątek nam nie umknął. Polecam też nie robić przerw między kolejnymi tomami.
W "Śladzie" poznajemy głównego bohatera całej trylogii. Chociaż "poznajemy" to za duże słowo. Robert Kreft nie jest wykreowany na klasycznego genialnego śledczego, w którym możemy czytać jak w otwartej księdze. To postać na tyle niejednoznaczna, że nie potrafię nawet stwierdzić czy wzbudził moją sympatię. Podobał mi się sposób, w jaki autor przedstawił dzi...