Mijają trzy lata… Nie, absolutnie nie od przeczytania przeze mnie pierwszej części serii z Markiem Benerem, bo skończyłam ją w sierpniu, a miesiąc później mam na koncie już pełną trylogię toruńską. O czym to świadczy? Że po pierwszym tomie zapowiadającym, że „Najgorsze dopiero nadejdzie” przyszło dużo lepsze, niż mogłabym oczekiwać. Do tego stopnia, że musiałam doczytać całą historię już do końca, moja ciekawość nie pozwoliła na chwilę przerwy.
Ale wracając do początku. Mijają trzy lata w życiu dziennikarza i sześć od zaginięcia jego ciężarnej żony. Dużo się w tym czasie zmienia. Bener zostaje naczelnym własnego tygodnika, do którego dołączają znani nam z pierwszej części bohaterowie, reporterka Aldona i fotograf Rak. Bener nie poprzestaje w poszukiwaniach żony, choć czuje, że się od niej oddala, a jego rozpacz zaczyna zacierać czas.
Gdy dostaje zlecenie odnalezienia córki lokalnego biznesmena nie podejrzewa, że sprawa ta rzuci nowe światło na jego prywatne poszukiwania. Nie podejrzewa też jak bardzo skomplikowana i niebezpieczna się okaże i w jakie obszary każe mu się zagłębić. To co z początku wydaje się proste, przeradza się w wielowątkową piramidę intryg i kłamstw napędzanych machiną hazardu, z której trudno się wyrwać.
To były naprawdę szalone godziny spędzone w towarzystwie Benera. Pełne emocji, niepokoju, zaskoczeń, ale i śmiechu. Dowcip zarówno sytuacyjny, jak i słowny idealnie trafił w moje poczucie ...