„Na początku był mit.” Te słowa otwierają powieść Hermana Hessego. Otwierają cały świat jego twórczości, świata niezaprzeczalnie wspaniałego i cudownego. Peter Camenzind, bo o nim mowa, to krótka, acz liryczna, wręcz poetycka opowieść o ślepym losie, strachu i prawdziwym pięknie. Nadal niezwykle aktualna, tak jak w przypadku każdej wielkiej powieści, jej przesłanie odbija się echem w wieczności. Przesłanie nad wyraz ważne, napomina nas ono, abyśmy sami odkryli, to, na czym najbardziej nam w życiu zależy. Bo ileż to razy dane było słyszeć, że powinniśmy troszczyć się o rzeczy inne, niż sami byśmy chcieli…
Będę to powtarzać przy każdej jego powieści, Hesse był mistrzem. Bo nikt, tak jak on, nie bał się zanurzyć pod powierzchnię ludzkiego poznania, przeciwstawia się materializacji, industrializacji, a przede wszystkim dominacji człowieka nad naturą. Nikt nie pisał książek tak barwnych i poetyckich, wprost nieproporcjonalnych do swej objętości, które tak idealnie karmiły by niespokojne dusze..