Manifest nonkonformizmu, pragnienia wolności, książka w pierwszej części przepojona pesymizmem i czasem wpadająca w ton mizantropijny. Jak na powieść egzystencjalną, to mogłoby być lepiej. Niczego odkrywczego Hesse nie pisze, a na domiar złego zdarza mu się brodzić w płyciźnie.
Harry Haller, alter ego autora, wiedzie samotnicze życie na walizkach. Jest niejako więźniem mieszczaństwa, do którego odczuwa (tak jak do burżuazji) nietajoną niechęć, a jednocześnie ze wszystkich sił stara się żyć na własnych zasadach, być tym tytułowym wilkiem stepowym wśród stada bezrefleksyjnie żyjącego bydła. To wszystko, łącznie z autodestrukcyjnym myśleniem, zmienia się z momentem poznania przez niego pewnej tajemniczej kobiety.
Mamy elementy fantastyki, fragmenty pisane jak traktat filozoficzny, a całość gęsto jest usiana oniryczno- narkotycznymi wizjami. Popularność wśród hipisów łatwo wytłumaczyć: Hesse stworzył bohatera nie stroniącego od używek, pacyfistę, fascynata religią hinduską, opisał jego narkotyczne odloty, a dodatkowo umieścił go wśród ludzi preferujących wolną, często biseksualną miłość.
Werdykt na szybko: "Wilk stepowy" jest książką dobrą, momentami bardzo dobrą, ale za żadne skarby nie epokową, czy zasługującą na miano kultowej. Gdyby było w niej coś wyjątkowego, jakaś cecha która zawładnęłaby czytelnikiem.. Niestety, jest to książka jakich wiele, choć zaznajomienie się z nią nikomu nie zaszkodzi, a nawet może być ciekawym doświadczeniem.