Książki pana Wojciecha Wójcika są moimi ulubionymi kryminałami, gdyż zawsze serwuje nam dodatek psychologiczny. Czytałam już ,,Dziedzictwo von Schindlerów" , ,,Kurs na śmierć", ,,Krwawe łzy" , ,,Trzecia szansa" , ,,Martwa woda" i teraz tą ,,Odmęty śmierci". Jeszcze nie zdarzyło mi się, by jego powieść mnie nie usatysfakcjonowała, a nawet dodam więcej, co jedna kolejna, to zawsze lepsza i więcej tam zagrań psychologicznych. Przede wszystkim, autor wyznaje zasadę, by powieść torować na wolną, wolną, szybką, zaskoczenie. I ponownie, wciąż ten sam rytm, więc wiedząc, że zaraz nastąpi zaskoczenie pragnie się przyspieszyć czytanie. Tutaj nawet wątła staruszka nie jest tym za kogo się podaje. Każdy skrywa nie tyle wstydliwy sekret, co tajemnicę, którą dla wszystkich najlepiej, by nikt jej nie odkrył. Jedni noszą w sercu boleści, które pomimo śmierci bliskiej osoby wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Postać nadal pała do niego nienawiścią i to nas bardzo dziwi. W miarę jak nastrajamy się coraz bardziej, każdy detal, który ma być nie istotny, staje się coraz bardziej ważny i tajemniczy. Bo czy śmierć można oszukać? A może pochowanie pustej trumny jest normalne? Dlaczego nie można zwyczajnie być szczerym? Czemu każdy musi tu mieć coś do ukrycia, skoro nie robi nic złego? Czy możliwe, by jednak kiedyś zachowywał się mniej fałszywie?
Ale bardzo mi się podobało próbowanie znalezienia tutaj winnego! Próbowanie, bo i tak mi się nie udało. Zbyt wiele było tutaj trupów i psychicznych u...