Muzeum dzieciństwa (II)
To miasto jest muzeum.
Stoją tu eksponaty,
a opisy przytwierdza usłużne wspomnienie.
Niektórych obiektów brakuje,
stracone na zawsze,
rzucone w nicość niszczycielską ręką
człowieka, czasu, złośliwej natury.
Inne w dziwacznym świetle, obcym otoczeniu,
to najwyżej dalecy krewni samych siebie.
A jednak kupujesz bilet,
przechodzisz z sali do sali,
oglądasz dom, drzewo, sklep, kawiarnię,
czytasz opisy, one są prawdziwe,
chociaż wspomnienie to nałogowy krzywoprzysięzca.
To miasto jest muzeum
i czasem całe zdaje się pływać
w formalinie.
A przecież śmierć wcale nie bardziej się w nim pyszni
(pawi ogon obłupanych tynków, zacieków, zgnilizny)
niż w tobie.
Stoją tu eksponaty,
a opisy przytwierdza usłużne wspomnienie.
Niektórych obiektów brakuje,
stracone na zawsze,
rzucone w nicość niszczycielską ręką
człowieka, czasu, złośliwej natury.
Inne w dziwacznym świetle, obcym otoczeniu,
to najwyżej dalecy krewni samych siebie.
A jednak kupujesz bilet,
przechodzisz z sali do sali,
oglądasz dom, drzewo, sklep, kawiarnię,
czytasz opisy, one są prawdziwe,
chociaż wspomnienie to nałogowy krzywoprzysięzca.
To miasto jest muzeum
i czasem całe zdaje się pływać
w formalinie.
A przecież śmierć wcale nie bardziej się w nim pyszni
(pawi ogon obłupanych tynków, zacieków, zgnilizny)
niż w tobie.
Hawthornden Castle, 25 IX 2008