Po „Glatz. Kraj Pana Boga” sięgałem z wielką nadzieją, że może to w końcu ten autor kryminałów, który jest naprawdę dobry. Zawiodłem się, czy nie?
Akcja książki dzieje się na ziemi kłodzkiej, która nazywana jest tytułowym „Krajem Pana Boga”. W 1921 r. w pobliżu Zieleńca zostały znalezione zwłoki Sabine Hunfeld, zaginionej 5 lat wcześniej córki importera cygar. Sprawę śledztwa bierze na siebie Franz Klein, szef nowo utworzonego Wydziału Kryminalnego. Czy uda mu się rozwiązać sprawę zaginięcia po takim upływie czasu? Czy osoba, która zacierała ślady 5 lat wcześniej, coś przeoczyła?
Muszę przyznać już na wstępie, że się lekko zawiodłem. Opis jak zwykle wychwalający książkę, ale o co tyle szumu? Tego nie wiem.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, że jest to kryminał retro, co stanowi niezaprzeczalny plus tej książki. Autor w poprawny sposób oddaje klimat panujący w tamtym okresie w niemieckim hrabstwie kłodzkim. Choć sam klimat jest okay, nie potrafiłem się w niego wczuć.
Wracając: no właśnie, problem w tym, że książka jest poprawna. Nie ma tutaj nic wyjątkowego. Kolejny policjant, kolejna sprawa z przeszłości, kolejne, przeciętne problemy i problemiki, które stają na drodze do rozwiązania tego śledztwa.
Przyznam jednak, że niektóre pomysły były wyjątkowe. Ale tylko niektóre. Dostrzegam taki problem w kryminałach, ż...