Zaliczyłam kolejną '' Bondę '' .Jak już kiedyś wspominałam, kupiłam hurtem kilka pozycji tej pani, dając się zwieść doskonale przeprowadzonemu '' public relations '', czyli kształtowaniu wizerunku tej autorki i jej twórczości. Niestety, jak się okazało, zupełnie mi z nią '' nie po drodze '', ale jak już kupiłam, wydałam pieniądze, wypada przeczytać . Nie wiem, czy u mnie nastąpił jakiś lepszy czas, czy pani Bonda tym razem wyjątkowo się postarała i przynajmniej próbowała, aż tak bardzo nie przynudzać ale przyznaję że ta książka jest, w moim odczuciu, ciut lepsza od tych które przeczytałam do tej pory, niestety tylko ciut. Owszem, na początku mamy dość rozciągnięty temat zapychacz, opowiadający o tym jak to Hubert Meyer, jakby nie było główny filar tej serii , popełniwszy błąd w poprzednim śledztwie i profilu sprawcy, wycofuje się z gry. Osiada w jakiejś chacie na końcu świata, odziedziczonej po rodzicach, zapuszcza brodę , w ogóle się '' zapuszcza '' , nie tylko w temacie brody, ale jak to u tej autorki bywa, nawet brudny , śmierdzący i nieogolony jest pełen '' wdzięku '' i zawsze jakaś baba do łóżka mu wlezie . Już nawet nie wiem czy śmiać się , czy może zapłakać nad tym '' fenomenem '' , którego pani Bonda tak kurczowo się trzyma . Kiedy jednak Meyer znowu wraca do pracy, akcja nieco przyspiesza, ale tylko nieco i tylko po to by za chwilę znowu się rozmyć w niepotrzebnym słowotoku pani Katarzyny . Nie zabraknie i tutaj również czegoś, co też pomału staje się znakiem ro...