Kolejna powieść Marka Krajewskiego zaczyna się prawie identycznie jak poprzednia, z małymi wyjątkami ale punkt wyjścia intrygi jest taki sam : akcja dzieje się we Lwowie 1939 roku, gdzie zostaje zamordowane dziecko, które ktoś wcześniej torturował. Dramatyczna pogoń za patologicznym krzywdzicielem dzieci, zamienia się w dramat osobisty i rodzinny głównego bohatera.
Nie myślałam, że tak szybko wrócę do prozy Krajewskiego, zakładałam taką możliwość w trochę późniejszym terminie ale czułam się już tak kosmicznie wodzona na pokuszenie przez kolejną część cyklu autora, że musiałam w końcu tej pokusie ulec i kij! - nie odczuwam z tego powodu najmniejszego żalu, pomimo porzucenia na rzecz "Erynii" innej książki, która aktualnie się czytała. I czyta się nadal, tylko gdzieś tam na poboczu.... 🤪
Nie zauważyłam tutaj jakiś większych różnic w porównaniu do poprzedniej części, poza jedną, dość wyrazistą - więcej tu akcji, intrygi i dramatu niż w "Głowie Minotaura", przez co fabuła wydaje się mniej barwna, wręcz sucha, jednak nadal spójna i porywająca. Podoba mi się dystans autora wobec swoich postaci i podchodzenie do nich z pewnym poczuciem humoru. Komisarz Popielski jest nie tylko genialnie intrygujący ale też charakterny - uwielbia piękne kobiety, poezję, i jest posiadaczem genialnego umysłu, który lubi mroczyć alkoholem.
Powinnam teraz zacząć czytać to, co wylądowało na "poboczu" ale obawiam się, że nic z tego nie będzie. Popielski na tę chwilę jest dla...