Wymyślna intryga, odrażająca zbrodnia, zagadka rozwiązana. Jak to u Popielskiego.
Tym razem nie we Lwowie, więc obawiałam się, że powieść straci swój urok. Nie straciła.
Wrocław, 1946 rok, Łyssy się ukrywa, Leokadia w więzieniu, a Mock na gościnnych występach. W tym tomie trochę makabrycznie, mocno obrzydliwie, ale jak zwykle wciągająco, z motywem rzadko spotykanych białych kwiatów w tle i zapachem jaśminu. Bystrość i potęga umysłu detektywa jest nie do przecenienia.
Jak zwykle Krajewski to znak jakości, a Popielski to klasa sama w sobie.