"NIEWIDZIALNA DZIEWCZYNKA"
Co to było?! Musiałam ochłonąć, bo wciąż nie mogę uwierzyć w to, że właśnie przeczytałam powieść Kinga.
Miałam ochotę się zrelaksować i odciąć od tego co rzeczywiste, a tymczasem zostałam poczęstowana potężną dawką metafor dotyczących baseballu (mam w głębokim poważaniu Red Soxów), kiepskiego humoru i jeszcze bardziej kiepskiej fantastyki.
Trisha jest główną, a raczej ściśle ujmując, jedyną naszą towarzyszką w tejże powieści. Dowiadujemy się, że dziecko ma 9 lat i jej rodzice się rozwiedli. Brat ciągle kłóci się z matką; z powodu przeprowadzki Pete ciągle nie może się odnaleźć… i jeszcze te kretyńskie koedukacyjne wycieczki! Na jednej z nich, Trisha się gubi.
Nie mam pojęcia jakim cudem z dobrze zapowiadającej się powieści, wszystko poszło w tak złym kierunku. Po krótkim czasie miałam serdecznie dość smarkatej Trishy i jej stanu psychozy. (Szczerze życzyłam, żeby pożarł ją niedźwiedź).
Profil psychologiczny rodziny Trishy został sponiewierany, kompletnie zaprzepaszczony, a szkoda, bo z chęcią bliżej zapoznałabym się z tymi postaciami. Myślę, że gdyby King poprowadził akcję dwutorowo, powieść byłaby ciekawsza. Liczyłam na coś lepszego.