O mamo, co za nędza. Lubię i cenię Pilipiuka jako twórcę opowiadań, ale jego powieści, są jak rozmowa z kimś pijanym, kto co chwilę gubi wątek i zmienia temat, finalnie pozostawiają rozmówcę z uczuciem pomiędzy zniechęceniem, znudzeniem i irytacją.
To co w pilipukowych opowiadaniach grało, to jest: świat przedstawiony, pomysł (pomimo absurdalnego punktu wyjścia), lekki styl, jest obecne również w Oku, ale poza tym, dłuższa forma, bliższe poznanie, nie sprzyja tej książce. Autor na jej kartach bawi się w kontrreformacje, nachalnie wciskając swój światopogląd czytelnikowi, postacie są czarno – białe i podzielone na dobrych, oświeconych katolików i złych, zepsutych i zezwierzęconych protestantów. Nie cierpię i nie będę czytał książek indoktrynujących, obojętnie, czy nawołują mnie do postaw „patriotycznych” czy „cyklistowsko – marksistowskich”.
Panie autorze, oficjalnie się na Pana obrażam.