Normalnie mnie pani Link pod koniec roku zirytowała na maksa. Jak sobie tak teraz patrzę na moje oceny i opinie książek tej autorki, to widzę, że są one bardzo zróżnicowane. Od przeciętnej do rewelacyjnej. Niezły rozrzut jak na 14 (jak do tej pory) przeczytanych książek Charlotte.
W tej aktualnie opiniowanej, od początku podobało mi się wszystko. Od postaci, które przedstawiane dokładnie na początku wydawały się, jak zwykle, nie mieć ze sobą nic wspólnego, zwłaszcza że i rozpiętość czasowa (i znowu, jak zwykle u tej pisarki) była spora, po mocno zagmatwaną intrygę. Intrygę, w której rolę odegrało kilka czynników, między innymi, przypadek, zbieg okoliczności, a nawet depresja.
I wszystko naprawdę szło pięknie, niestety pod koniec autorka tak zwolniła, że wszystko zaczęło się toczyć tempem ślimaczym. Te same sytuacje komentowane przez różne osoby niemal tymi samymi słowy. W dodatku nie wszystkie wątki zostały jakby doprowadzone od końca, pewne rzeczy i sprawy pozostały w sferze domysłów, nie faktów. Moja ekscytacja i napięcie wywołane całą fabułą szybowało do góry, w końcu zwolniło wraz z wyhamowaniem akcji przez autorkę, aż do totalnej irytacji i leniwego przewracania kartek, byle tylko doczytać do końca. Chociaż już mi nawet na to odeszła ochota. Ale jakoś skończyłam czytać, jednak od planowanej oceny "rewelacyjna", zjechałam wraz z postępem irytacji do oceny "tylko dobra".