"Antychłopak" to nie jest najlepsza książka Penelope Ward. Jednak co śmieszne, nawet jej średnie pozycje i tak są lepsze od wielu powieści wydawanych przez inne Autorki i reklamowanych jako najlepsze w ich dorobku. Nigdy nie odmówię Ward, ani w duecie, ani samotnie, bo co by się nie działo jej książki czytają się same, nie męczą mnie i zapewniają miłe chwile. Tak było i w tym wypadku, chociaż schemat z którego skorzystała, niestety nie jest ani świeży ani odkrywczy. Wobec tej Autorki mam wysokie wymagania, a ta lektura nie rzuciła mnie na kolana. A jednak mimo wszystko, niesie w sobie ważne przesłanie, a fabuła poprowadzona jest tak, że chcemy poznać dalsze wydarzenia i z zainteresowaniem przyglądamy się rozwojowi sytuacji między głównymi bohaterami.
Deacon, tytułowy antychłopak, faktycznie nie jest zainteresowany poważnym związkiem. Co ciekawe, nie jest jednak typowym bohaterem romansu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, lubującym się w łatwych i nic nie znaczących podrywach, zmieniającym kochanki każdej nocy. Bardziej znajduje się gdzieś pośrodku, co na pewno działa na jego korzyść. Pomimo faktu, że dużo randkuje, a z żadną ze swoich dziewczyn nie wiąże przyszłości, to nawet na pierwszy rzut oka da się lubić. Niezwykle uczynny i miły, działa bezinteresownie i ma w sobie coś, co przyciąga do niego ludzi. Z każdą chwilą, którą poświęca Sunny i Carys, odkrywamy, że w tym mężczyźnie jest o wiele więcej- dobroci, empatii.. Ludzi ocenia po ich wnętrzu, ...