Czy książka mi się podobała?
Przeczytałam ją w jeden dzień, a to chyba jest najlepsza odpowiedź na to pytanie.
Nie mogłam i nie chciałam jej odłożyć. I bardzo żałuję (bo chciałabym ją u siebie zatrzymać, a mój portfel już błaga o litość), a jednocześnie cieszę się ogromnie, że książka pójdzie dalej i mam nadzieję, że kolejnej uczestniczce #bt również przypadnie do gustu.
Carys jest młodą samotną matką. Jej malutka córeczka Sunny jest radosnym niemowlakiem i oczkiem w głowie mamusi. Carys całe życie podporządkowała swojemu szczęściu, jednak kobiecie zaczyna doskwierać samotność. Oczywiście, Carys ma przyjaciółkę od serca, ale kobieta tęskni za męskim ramieniem, a ciało domaga się... zainteresowania.
Cóż, Carys musi sobie jakoś poradzić. Przecież nie zostawi półrocznej córeczki i nie pójdzie w tango! Wytrzyma, nie ma wyboru. Tylko jak to zrobić, gdy tuż za jej ścianą ,,jurny dzięcioł" dobitnie uświadamia Carys, na czym polegają namiętne relacje damsko-męskie, tylko... szkoda, że nie robi tego z nią. I z tym również jakoś sobie radzi, chociaż dochodzące do niej zza ściany szczegóły coraz bardziej pobudzają spragnioną wyobraźnię...
A sąsiad jest przystojny. Oj i to bardzo przystojny. I ,,jurny". Jak dzięcioł. Swoją drogą uwielbiam ich sąsiadkę, która właśnie tak określiła Deacona - mistrzostwo!
Przynajmniej Deacon i jego partnerki nie budzą malutkiej Sunny, chociaż Carys nie przesypia przez nich (i to, co sobie wyobraża) nocy. W końcu postanawia: zwrócę mu uwagę!
I właśnie spotkanie Carys i Deacona na klatce schodowej powoduje, że zaczyna między nimi iskrzyć. Kawa i zakupy w przeprosinach, potem pomoc w uspokojeniu gorączkującej Sunny... Dwójka bohaterów zbliża się do siebie i chyba każdy domyśla się, jak to się zakończy, ale... Co, jeśli ta relacja jest tylko przyjacielska?
I właśnie spotkanie Carys i Deacona na klatce schodowej powoduje, że zaczyna między nimi iskrzyć. Kawa i zakupy w przeprosinach, potem pomoc w uspokojeniu gorączkującej Sunny... Dwójka bohaterów zbliża się do siebie i chyba każdy domyśla się, jak to się zakończy, ale... Co, jeśli ta relacja jest tylko przyjacielska?
Co, jeśli Carys dostanie prezent urodzinowy, o którym marzy, odkąd spotkała Deacona? Czy ta sytuacja wpłynie na ich ,,związek"?
A jeśli biologiczny ojciec Sunny zechce uczestniczyć w życiu małej?
No i ogromna szansa, którą dostaje Deacon...
A może to nieprzepracowane traumy z przeszłości spowodują, że para nie może cieszyć się szczęściem i marzyć o przyszłości?
Oboje stracili coś, na czym im zależało. Carys i Deacon musieli porzucić marzenia o karierze, ale... nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda? Jaka byłaby szansa, że w innej linii życia zamieszkaliby obok siebie? A może wtedy by nie cierpieli?
Książka jest przepełniona humorem i emocjami, a takie połączenie jak najbardziej lubię. Ma również dużo pikantnych scen, które również uwielbiam, ale... wyjątkowo nie mogłam się nimi delektować.
Wyobraźcie sobie, policzki robią się gorące, oddech Wam przyspiesza, a tu nagle dostrzegacie słowo ,,maczuga" albo ,,pusia". No i zamiast ekscytacji pojawia się rechot. To chyba jedyna rzecz, która mnie rozpraszała w tej lekturze, ale nie każdemu musi to przeszkadzać, więc absolutnie nie bierzcie tego jako jakikolwiek wyznacznik.
Jak będziecie mieć okazję to bez obaw sięgajcie po Antychłopaka. Gwarantuję dużo śmiechu, radości, smutku i niepewności oraz dwie ważne lekcje od życia. O jednej, nieprzepracowanych traumach, już wspomniałam.
A druga? Mam nadzieję, że podczas lektury sami ją wyłapiecie.