To w pewnym sensie druga część po „Gwiazdach nadziei”. Spotykamy tu siostrę Amary, Emily i poznanego w „Gwiazdach…” psychologa Dereka. Emily i Derek spotykają się w dramatycznych okolicznościach: on ratuje ją przed samobójczą śmiercią. Rok później sytuacja się odwraca i to Emily ratuje życie jemu i jego młodszemu bratu. W takich okolicznościach rodzi się między nimi nikła, pełna niedomówień więź.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj wątek depresji i przepracowywania traum.
Książka jest wprawdzie pełna romantyzmu, dużo jest tam mowy o uczuciach, bliskości, lękach ale jak podobały mi się „Gwiazdy nadziei” tak tutaj niespecjalnie mnie porwało. Nudnawo, momentami przerysowane i trochę nierzeczywiste.
Brakuje mi w książkach tej autorki konkretnych lokacji. Nie bardzo wiadomo gdzie wszystko się dzieje. I zastanawiam się dlaczego polscy pisarze (szczególnie pisarki) z takim uporem starają się być bardzo zachodni. Wydumane, zagraniczne imiona, lokowanie akcji za granicą… Po co? Czy to nie może być zwykła polska Emilia i zwykły polski Darek? I czy zamiast skakać z mostu bez nazwy gdzieś w świecie (przypuszczam, że w Londynie) to czy nie lepiej wybrać np. nasz piękny Most Świętokrzyski?
Było tak sobie, szczerze mówiąc.
Jak na razie, na jakiś czas, wyczerpałam chęć na książki I.M. Darkss.