Czytając ją miałam w głowie dwie sprzeczności. Pierwszą były małe nerwy na to jak postacie się zachowują. Ileż można przeklinać w książce! Wybaczcie moje odczucia. Ja wiem, że tego typu powieści wręcz słyną z takiego przekazywania emocji, czytając je zdaję sobie z tego sprawę, ale tutaj było tego bardzo, bardzo dużo. Jakby postać była tak ograniczona słownie, że zastępowała je niecenzurowanymi słowami. Jak coś uzależniało, jak działało, jak ktoś gestykulował, jak wyrażał emocje, jak się czymś podniecał, tam było tego ogrom. Ja wiem, że to słownictwo miało oddać jak niebezpieczna była substancja, która wymazała pewnej kobiecie pamięć, ale... po prostu nie mogłam się skupić na treści, bo wszędzie widziałam spluwającego mężczyznę. I teraz ten plus. Po za tymi bluźnierstwami styl pisarski był naprawdę świetny. Wczuwałam się w treść całą sobą, nawet potrafiłam wyobrazić sobie co każda osoba przeżywała i jak wielkie miała prawo by czuć się tak, jak została ukazana. Każdy opis choćby tego jak kto się zachowywał był oddany idealnie, jakby był prawdziwym człowiekiem i faktycznie jego lub czyjeś życie było zagrożone. Autorka ukazała jak niebezpieczne potrafią być używki i całkowicie mnie przekonała do tego, by nigdy po nie nie sięgnąć.
Historia przedstawia kontynuacje losów bohaterów z części poprzedniej i fatalnych skutków podania jej narkotyku. Czasami coś tam sobie kojarzyła, ale chyba najbardziej bolało Logana fakt, że go nie pamiętała, nie wspominając o tej gorącej miłośc...