Cześć. Dawno mnie tu mnie nie było, ale wszystkiemu winien jest ten wielki zawrót głowy związany ze świętami. Trzeba wiele rzeczy zrobić, wiele rzeczy kupić, ale żeby przeżyć ten okres i nie zwariować lubię sobie robić przerwy. Przerwy nie na lenistwo, ale czytanie. Przekorna ze mnie dusza, więc sięgam po książki, które przez rynek wydawniczy przemknęły po cichutku na paluszkach. Bez tej otoczki marketingowej i ogromnych nakładów na promocję nie zwracają one uwagi czytelników, chociaż na tę uwagę jak najbardziej zasługują, bo spory szum medialny wcale nie oznacza, że dana pozycja jest jedyna w swoim rodzaju.
Tym razem mój wybór padł na „ Powieść bez, O”, której potrzeba przeczytania od dawna tkwiła w mojej głowie. Przeszukałam okoliczne biblioteki, ale niestety żadna nie zaopatrzyła się w tę wartościową książkę. Pozostało mi jedyne wyjście w tej sytuacji. Kupić, ale wiecie jak to jest. Ciągle jakieś nowości, na które miałam ochotę. Lista zakupów bardzo długa, a zasoby w portfelu znacznie mniejsze i tak od wydania książki minęły ponad dwa lata. Całkiem niedawno książka w zasadzie prawie sama wpadła mi w ręce podczas zakupów w Biedronce. Moja rodzinka wie, że nawiedzony ze mnie książkoholik i nie potrafię obojętnie przejść obok żadnego stoiska z książkami, więc podchodzę i co widzą moje oczy. Leży sobie „ Powieść bez O „ i czeka na mnie i to jeszcze w tak promocyjnej cenie, że taniej się już nie da. Ogromnie szczęśliwa wróciłam z moim nowym nabytkiem do domu i prawie od razu rzuciłam się do czytania.
I wiecie, co biorąc do ręki tę niepozorną książkę liczącą zaledwie trzysta stron o intrygującym tytule nie miałam pojęcia, z jakimi emocjami przyjdzie mi się zmierzyć. Kolejna historia wojenna o zsyłce na Syberię, po przeczytaniu, której dziękuję Bogu, że żyjemy w wolnym kraju i nie musieliśmy doświadczyć koszmaru wojny. Za każdym razem jak o tym czytam, wciąż nie mogę pojąć jak człowiek człowiekowi mógł zgotować taki los. Każdego dnia przeżywamy swoje małe ”dramaty” zamartwiamy się bzdurami tak naprawdę cóż one znaczą. Mamy gdzie mieszkać, co jeść i w co się ubrać, a mimo to wciąż narzekamy, wciąż czymś się martwimy, ale naprawdę tak nie wiele nam potrzeba. Odrobinę ciepła i miłości, których jednak często nie potrafimy sobie ofiarować. Rodzina i nierozerwalne więzi, które nas łączą, to powinno być dla nas najważniejsze.
Może teraz, kiedy święta są już tuż, tuż zastanówmy się jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nie było pokoju, więc przy stole wigilijnym ofiarujmy sobie odrobinę życzliwości, zrozumienia i spokoju.
Cytując autorkę „ Rodzina, której członkowie nawzajem się szanują, otwarcie okazują sobie życzliwość i zainteresowanie, w której nie ma fałszywej uprzejmości, starania się, strachu przed kompromitacją.”
Polecam wspomnianą wcześniej książkę, której bohaterka przygotowywała się do świąt, a niespodziewany wypadek przewrócił jej życie do góry nogami. Nie, nie pomyliłam się, to wciąż o „ Powieści bez O „, gdyż autorka stworzyła wspaniałą historię, która początkowo wydawała się, że to zwykła opowieść o małżeństwie, które przechodzi kryzys. Jednak później poznajemy nowych bohaterów i ich trudne życie w czasach drugiej wojny światowej. Autorka w znakomity sposób przedstawiła burzliwe dzieje rodziny i połączyła historie, które wydawałyby się zupełnie obce. A Taschler stworzyła coś naprawdę niesamowitego. „ Powieść bez O” to rewelacyjnie skomponowana i trzymającą w napięciu saga rodzinna, która opowiada historię wielu ludzi, którzy na pozór nie mają ze sobą nic wspólnego. Powieść bez O”, to mistrzowsko połączone losy współczesnej wielodzietnej rodziny z opowieścią o parze, której miłość rozkwitła w sowieckim łagrach, w miejscu zapomnianym przez Boga, gdzie taka miłość w zasadzie nie była możliwa.
Ta książka jest niesamowita czyta się ją wnikliwie, analizuje i przeżywa. Była złość, były łzy wzruszenia, smutku, miłości, a także strachu. Nie jest to może lekka i przyjemna w odbiorze historia, natomiast dająca sporo do myślenia. Serdecznie polecam, to przepiękna, wzruszająca i pełna napięcia doskonale napisana literatura o miłości. Nie ckliwy romans, ale opowieść skłaniająca do refleksji. Czytajcie, przeżywajcie gwarantuję wam, że warto. Dajcie znać czy Wam się podobała.
Cześć. Mamy pochmurną grudniową środę, siedzę przy komputerze i zastanawiam się, co napisać w recenzji książki, która tak naprawdę mi się podobała, ale nie tak bardzo jak pierwsza część. Zastanawiacie, o jakiej książce wspominam. Otóż mam na myśli „ Rytuały wody, „ czyli kontynuację świetnego kryminału „ Ciszy białego miasta”, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczarowała mnie atmosferą baskijskiego miasteczka, zaintrygowała niebanalnym motywem zbrodni. Autorka wciągnęła mnie w swój świat na kilkanaście godzin tak dalece, że prowadziłam śledztwo wraz z bohaterami. W „ Rytuałach” zabrakło mi trochę szybszego tempa, więcej zwrotów akcji, bo sporo tutaj retrospekcji, które zwalniają tempo fabuły. Autorka poświęciła dużo miejsca psychologii postaci, pewnie, dlatego odniosłam wrażenie, że tym razem bardziej podążyła w stronę thrillera niż kryminału. Zaskoczył mnie natomiast wątek przewodni, był dość niecodzienny i oryginalny. Powieść jest pełna ukrytych znaczeń z bohaterami naznaczonymi przez życie. Znalazłam tu wiele tajemnic skryte w mroku dawnych dziejów i mroczne tajemnice rodzinne.
Książka napisana na wysokim poziomie literackim, ale zabrakło mi w niej trochę tego czegoś. Może trochę z powodu, że musiałam zweryfikować moje wyobrażenia o Hiszpanii, która okazała się krajem nie tylko błękitnego nieba, słońca i złotych plaż. Potrafi być także zimna, ponura i nieprzyjemna jak aura w książce. Może ta część podobała mi się trochę mniej i trochę wolniej mi się ją czytało niż poprzedniczkę, ale mimo wszystko żal, że znów musiałam opuścić moją ukochaną Hiszpanię nie wiem, kiedy znów do nie wrócę. Ile miesięcy przyjdzie mi znów czekać na ostatnią część Trylogii, by dowiedzieć się, co słychać u moich ulubionych bohaterów i z jaką zbrodnią przyjdzie im się zmierzyć.
A Wam jak się podoba Trylogia Białego Miasta ?
Czy po lekturze macie przemyślenia podobne do moich czy wręcz odwrotnie?
? Czy po lekturze macie przemyślenia podobne do moich czy wręcz odwrotnie?
Cześć. Uwielbiam czytać. Czytanie książek to moja pasja życiowa, której poświęcam każdą wolną chwilę. Mało tego uwielbiam pisać o tym, co przeczytałam, jakie zrobiło to na mnie wrażenie i dzielić się tymi wrażeniami z innymi. Chyba zawsze podświadomie marzyłam o założeniu własnego bloga, ale nigdy nie wystarczyło mi na to odwagi. Teraz korzystam z okazji, że serwis Nakanapie daje taką możliwość każdemu swojemu użytkownikowi postanowiłam spróbować swoich sił. Co z tego wyjdzie czas pokaże?
Na początek chciałam się z Wami podzielić moimi wrażeniami po lekturze książek, które przeczytałam w listopadzie. Od czegoś trzeba zacząć czyż nie?
Zaplanowałam sobie, że przeczytam siedem różnych pozycji i udało mi się ten plan wykonać. Mało tego dołożyłam sobie jeszcze jedną książkę, bo gdy wydawnictwo Muza ogłosiło konkurs na recenzję „ Szeptacza”, a nagrodą za nią miał być całoroczny pakiet kryminałów wydany przez to wydawnictwo, oczka zaświeciły mi się z radości. Książkę kupiłam, przeczytałam no i napisałam recenzję, ale niezbyt pochlebną, bo thriller podobał mi się średnio. I tak oto skończyło się moje marzenie o zastaniu recenzentem kryminałów dla wydawnictwa, ale nie jest tak źle „ Szeptacz „ przycupnął sobie na półce w mojej biblioteczce i wierzcie mi wcale mnie nie straszy, chyba nawet jest zadowolony.
A teraz przechodzę już do konkretów, czyli co sądzę o reszcie książek, które przeczytałam. Czas na podsumowanie.
1.Niekwestionowanym numerem jeden dla mnie w tym miesiącu była książka Judith W. Taschler – „ Powieść bez O „. Mistrzowsko skomponowana i trzymająca w napięciu saga rodzinna oceniona przeze mnie na 8/10. To pozycja jedyna w swoim rodzaju porostu genialna. Nie jest to lekka i przyjemna w odbiorze historia, natomiast dająca sporo do myślenia.
2. Na drugim miejscu znalazł się w miarę udany debiut kryminalny „ Pchła „ Anny Patyry, tworzącej wcześniej książki dla dzieci. Może nie jest to najlepszy thriller, jaki czytałam, ale ogólnie zrobił na mnie dobre wrażenie. Jedynie nie przekonały mnie motywy mordercy.
3. Trzecie miejsce w moim prywatnym rankingu, które zasłużyły na ocenę 6/10 ex aequo, zajęły cztery książki: „ Widzę Cię „ thriller psychologiczny napisany przez byłą policjantkę osadzony dość mocno w rzeczywistości mówiący o stalkingu i o tym, że w dzisiejszych czasach nikt nie może czuć się bezpiecznie. „ Szóste piętro” – zgrabnie napisany thriller psychologiczny, który wciąga od pierwszych stron i trzyma aż do zaskakującego zakończenia. „ Selekcjoner” – Wybuchowa mieszanka w wykonaniu debiutującego autora Doriana Zawadzkiego, którą trudno jednoznacznie sklasyfikować. Połączenie Terminatora i Nikity z Ojcem Chrzestnym. „ Chciwość „ – Niepokojąca wizja świata, która wymaga zaangażowania czytelnika ze względu na mnóstwo terminów z ekonomii, z którą do czynienia miałam dawno temu. Całość niewątpliwie wywołuje refleksje, bo kryzys ekonomiczny, o którym opowiada autor nie jest aż tak niemożliwy w rzeczywistym świecie.
4. Najsłabiej wypadła jak dla mnie, bo tylko 5/10 druga część „Śmiertelnych wyliczanek „ Hanny Greń. Bardzo lubię styl pisania Pani Hanny, ale tym razem intryga kryminalna zginęła w opisach procedur śledczych policji.
Teraz zabieram się za kolejny zestaw, ale nie wiem jak mi pójdzie, bo trzeba przestawić się na tryb „świąteczny”, zapewne mało czasu będę miała na książki, które zaplanowałam sobie przeczytać w grudniu. Zobaczymy może nie będzie tak źle.
Czytaliście coś może z mojego stosiku? Ciekawa jestem Waszych wrażeń.