Witam wszystkich bardzo gorąco. Dziś chciałam przedstawić Wam pięknie wydaną książkę przez @Wydawnictwo Książnica, autorstwa Renaty Czarneckiej, która specjalizuje się w pisaniu powieści historycznych, a jej wyjątkowy styl przysporzył jej wielu fanów. Autorka, uważa, że fajnie jest pokazywać historię z perspektywy człowieka współczesnego. Na stronach jej powieści pojawiają się interesujące postacie kobiece, takie jak królowa Bona czy Barbara Radziwiłłówna. Swoje zainteresowanie historią i dziejami ważnymi w historii kobiet przelewa w swoisty sposób na karty swoich książek. Przenosi swoich czytelników w zamierzchłe czasy, pozwala poczuć atmosferę tamtych lat. Powieść ”Pęknięte królestwo. Ostatni Jagiellonowie.” trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości mojej zaprzyjaźnionej blogerki Kasi Łukaszczyk @pod_małym_aniołem, którą ta książka bardzo zachwyciła. Zachęcam do przeczytania recenzji na jej blogu.
Opis wydawcy:
Po śmierci Barbary Radziwiłłówny Bona Sforza ma nadzieję, że wkrótce powróci na Wawel, odzyska wpływ na Zygmunta Augusta i skojarzy nowe małżeństwo syna. Królowa Matka wciąż uważa Habsburgów za wrogów i pragnie połączyć dynastie Jagiellonów i Walezjuszy. Jednak trzydziestotrzyletni władca wbrew życzeniu matki wybiera na żonę Katarzynę Habsburżankę. Bona, nie widząc dla siebie miejsca w królestwie, postanawia udać się do swego dziedzicznego księstwa w Italii. Lecz powrót do Bari nie jest łatwy – wyjazdowi sprzeciwia się król. Gian Lorenzo Pappacoda, zaufany sługa królowej, dwoi się i troi, aby dopomóc swej pani w opuszczeniu Polski, a zgorzkniała i niedoceniana Bona nie dostrzega mrocznych sideł, jakie zastawia na nią dworzanin.
Zapewne wielu z Was ma lekturę tej wyjątkowej książki już za sobą i może podzieliliby się wrażeniami z innymi czytelnikami, a może ktoś jak ja ma ja dopiero w planach czytelniczych.
Witam Was bardzo, bardzo gorąco kochani. W najbliższy piątek na Netflixie fani Trylogii Białego Miasta będą mieli okazję zobaczyć swoich ulubionych bohaterów na ekranie, ponieważ „Cisza białego miasta” doczekała się ekranizacji. Jestem niezwykle ciekawa jak wypadnie film w konfrontacji z moimi wyobrażeniami o poszczególnych bohaterach oraz czy udało się reżyserowi oddać wspaniały klimat baskijskiego miasta Vitorii, który tak mnie uwiódł w powieści.
„Cisza białego miasta” to obecnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych tytułów z gatunku kryminału. Nie bez powodu uznawana za najgłośniejszy thriller kryminalny pierwszej połowy 2019 roku okazała się silną konkurencją dla książek autorów ze Skandynawii czy Stanów Zjednoczonych. Powieść Evy Garcii Saenz de Urturi w błyskawicznym tempie zyskała status bestselera, co zawdzięcza entuzjastycznemu przyjęciu przez czytelników, którzy docenili jej oryginalną fabułę, niepowtarzalny klimat oraz zaskakujące zwroty akcji. @Wydawnictwo Muza podjęło słuszną decyzję wydając trylogię, dzięki temu polscy czytelnicy mogli także delektować się lekturą tej fenomenalnej serii.
Tymczasem dziś chciałam wspomnieć o trzeciej, a zarazem ostatniej części mojej ukochanej serii, która miała premierę 26 lutego. Opis wydawcy sugeruje, że „Władcy czasu”, to thriller kryminalny najwyższej próby, który stanowi spektakularne zakończenie wszystkich wątków rozpoczętych w niesamowitej „Ciszy białego miasta”. W swojej najnowszej powieści autorka kolejny raz mistrzowsko łączy trzymającą w napięciu intrygę kryminalną z niezwykłymi opisami północnej części Hiszpanii. Hipnotyzująca, uzależniająca, zapierająca dech w piersiach. Lektura książki wciąż jeszcze przede mną, chociaż wielu czytelników już miało przyjemność przeczytania „Władców czasu” i może podzieliliby się swoimi wrażeniami
Witam Was kochani w pierwszym tygodniu marca. Dziś nadszedł czas na podsumowanie lutego. Miałam ogromne plany czytelnicze, a wyszło jak zawsze, czyli średnio, bo przeczytałam dwie trzecie tego, co sobie zaplanowałam. Nie ma, co narzekać, bo zawsze mogłoby być dużo gorzej. W lutym przeczytałam siedem książek i moim niekwestionowanym numerem jeden została „Zima czarownicy”, która jest wspaniałym zwieńczeniem Trylogii Zimowej Nocy – Katherine Arden. Niesamowita powieść, która pochłonęła mnie bez reszty. Trzecia część jest chyba najbardziej magiczna, ale też ma sporo odwołań do poprzednich części. Wszystkie wątki są spójne, postaci wspaniale wykreowane warsztat autorki bez zarzutu. Polecam gorąco.
Moje miejsce w sercu zdobyła także historia opisana przez autorkę amerykańską Kristy Cambron „Motyl i skrzypce”. Piękna, ale nie sielankowa opowieść obejmująca dwa plany czasowe, które łączy pewien obraz. Wzrusza, zasmuca, ale też jest pełna nadziei, muzyki, malarstwa i miłości oczywiście. Polecam czytelniczkom romansów obyczajowo - historycznych.
Na moją uwagę zasłużyły dwa thrillery psychologiczne naszych rodaków Bartosza Szczygielskiego „Krok trzeci” oraz Marcina Kiszeli „Reputacja” Pierwszy z nich, to niepokojąca, klaustrofobiczna, psychodeliczna historia, której czytanie sprawia, że czytelnik czuje się coraz bardziej osaczony podobnie jak główna bohaterka. Doskonała znajomość ludzkiej psychiki, inteligentna narracja, skomplikowane kreacje postaci, mnóstwo kłamstw, intryg zapewnia dużo mocnych wrażeń. Myślę, że każdy z wielbicieli thrillerów psychologicznych znajdzie tu coś dla siebie, chociaż mnie ta książka niezupełnie przypadła do gustu. Druga natomiast wiarygodnie przedstawia środowisko mass mediów nie pozostawiając złudzeń czytelnikowi, że od kuchni tak naprawdę wszystko wygląda inaczej niż to sobie wyobrażamy. To, co, na co dzień oglądamy i słyszymy jest tylko wykreowaną, wirtualną rzeczywistością. Wiarygodny obraz zagrożeń wirtualnego świata, w którym dla wielu ludzi liczy się sztuczny wizerunek, ilość polubień, liczba obserwujących, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Polecam, warto przeczytać.
Kryminał „Świst umarłych” niczym specjalnym mnie nie zaskoczył poza brutalnymi scenami mordu i mało przyjemnymi w odbiorze scenami seksu. Książka przewidywalna, zabrakło mi klimatu, który by mnie porwał i nie czekałam z niecierpliwością, co będzie dalej. Pozycja dla wielbicieli autora, raczej nie sięgnę po jego inne książki. Wreszcie dwie ostatnie pozycje „Noc, kiedy umarła” znanej autorki thrillerów Jenny Blackhurst i „Dziewczyna, którą znałaś” debiutującej autorki Nicoli Rayner. Specjalnie opinię na ich temat zostawiłam na koniec, ponieważ niektórzy czytelnicy je porównują. Jedyne, co według mnie je łączy to podobny sposób narracji oraz zaginięcie jednej z bohaterek i próba odpowiedzi na pytanie, co z nimi się naprawdę stało. Moim zdaniem ”Noc, kiedy umarła” jest dużo bardziej dynamiczna, nie nudzi, ale dla wytrawnego czytelnika thrillerów stanowi jedynie odskocznię od trudniejszych pozycji. Niezbyt wymagającą lekturę na jeden wieczór. „Dziewczyna, którą znałaś”, natomiast ma intrygujący początek zapowiadający niezły thriller, który bardzo szybko zmienia się w książkę obyczajowo – psychologiczną opowiadającą historię życiową kilkoro bohaterów, głównie ich życie studenckie dość chaotycznie napisaną. Oczekiwałam chyba zbyt wiele po szeroko zakrojonej reklamie tej książki, jak dla mnie nie jest to thriller, bo zdecydowanie tej książce brakuje napięcia. Nie polecam ani nie odradzam. Książka zbiera skrajne opinie należy przekonać się samemu.
Czytaliście coś z mojego stosiku? Podzielcie się swoimi wrażeniami.
Witam Was kochani. Mamy już ostatni tydzień lutego. Nieprawdopodobne jak ten czas upływa a wraz z nim nasze życie, a na razie, zanim popadnę w melancholię chciałabym napisać o kolejnej premierze jaką wydawnictwo W.A.B. przygotowało dla swoich czytelników. Jest to pierwsza część świetnie zapowiadającej się serii „Doggerland”. Doggerland, to fikcyjny archipelag rozciągający się na Morzu Północnym gdzieś między Wielką Brytanią a Skandynawią. Na jednej z wysp – Heimo rozpoczyna się właśnie poranek po wielkim święcie. Zawieszona nad wyspą wieczna mgła, która w chłodne dni sączy się przez szpary w drzwiach i oknach, zdaje się przykrywać coś więcej niż tylko dachy domów. Mieszkańcy powoli budzą się z alkoholowego letargu. Gdzieś w głębi wyspy znaleziona zostaje martwa kobieta. Wieść o brutalnym morderstwie wstrząsa lokalną społecznością. Główna bohaterka książki – detektyw Karen metodycznie krok po kroku posuwa się w swoim śledztwie, ale to oznacza wyciągnięcie na światło dzienne sekretów od lata skrupulatnie skrywanych przez mieszkańców wyspy. To, czego udaje się jej dowiedzie, prowadzi aż do lat 70 – tych, kiedy powstała tajemnicza komuna. Czy klucz do rozwiązania zagadki może tkwić w przeszłości i plotkach krążących w lokalnym pubie? Kiedy czytelnikowi uda się już dotrzeć na stworzony przez Marię Adolfsson Doggerland nie będzie łatwo go opuścić. To właśnie ten zmyślony archipelag, nadaje powieści niezwykłą atmosferę, która każe do siebie wracać i nie chce odejść nawet po zakończeniu lektury. Premiera I części tej świetnie zapowiadającej się serii „Doggerland” już 11 marca.
Wydawnictwo zapowiada, że to najlepszy kryminał ostatnich lat. Absolutne objawianie, debiut, który w Skandynawii, słynącej z wybitnych kryminałów, zdołał zachwycić krytykę i czytelników. Niedługo po premierze prawa do wydania książki zostały sprzedane do blisko 20 krajów. Autorce Marii Adolfsson wieści się międzynarodową karierę na miarę największych nazwisk nordyckiego kryminału.
Czy nowy skandynawski cykl kryminalny, podbije serca polskich czytelników? Najważniejsze czy podbije moje serce? Wkrótce się przekonam i nie omieszkam podzielić się z Wami swoimi wrażeniami po lekturze. Czytał już może ktoś tę książkę, albo ma w planach?
Witam Was bardzo, bardzo gorąco. Mamy już środek tygodnia. Właśnie dziś otrzymałam od Wydawnictwa W.A.B. książkę „Dziewczyna, którą znałaś” debiutującej autorki Nicoli Rayner. No cóż, kolejna książka z dziewczyną w tytule i dodatkowo rekomendowana, jako nowa Dziewczyna z pociągu. Muszę Wam się przyznać, że mam mieszane uczucia, co do tego thrillera, gdyż „Dziewczyna z pociągu” nie należy do moich ulubionych książek, a moje obawy potęguje fakt, że to debiut autorki. To nie znaczy, że mam coś przeciwko debiutantom, bo każdy pisarz musi kiedyś rozpocząć swoją karierę. Po znanych pisarzach mniej więcej wiadomo, czego można się spodziewać, no chyba, że nagle postanowili spróbować swoich sił w innych gatunkach literackich, to ze strony debiutantów zawsze czeka nas niespodzianka. Wolę trzymać się zasady: „Im mniej oczekujesz, tym więcej możesz zyskać” i wówczas, gdy nie po drodze mi z autorem, rozczarowanie jest mniejsze, natomiast, gdy książka przypadnie mi do gustu radość jest podwójna.
Wkrótce przekonam się, jakim debiutem jest „Dziewczyna, którą znałaś”. Wzbudzi mój zachwyt, czy wprost przeciwnie będę zawiedziona. Przyznam się Wam w sekrecie, że z czystej ciekawości przeczytałam kilkanaście stron i ta powieść bardzo mnie zaciekawiła.
Opis wydawcy jest intrygujący przyznajcie sami:
Alice nigdy nie mogła się uwolnić od cienia kobiet z przeszłości swojego męża. Jako były członek parlamentu, a teraz prezenter telewizyjny, George Bell zawsze cieszył się opinią kobieciarza? A kiedy Alice zachodzi w ciążę, jej dyskomfort przemienia się w obsesję... Spokoju nie daje jej zwłaszcza jedna z dawnych partnerek męża: piękna dziewczyna o imieniu Ruth, z którą George spotykał się na pierwszym roku studiów i która zaginęła, zanim skończyli uniwersytet. Kiedy więc Alice widzi kobietę, która do złudzenia przypomina Ruth, nie może się otrząsnąć z wrażenia, że za jej zniknięciem stoi coś więcej, niż mówił George. Ale czy na pewno chce wiedzieć, co mąż robił za jej plecami przez te wszystkie lata? Ale czy to możliwe, że ją spotkała. Ona utonęła 15 lat temu. Kobieta czuje, ze musi poznać prawdę.
Ktoś czytał „Dziewczynę, którą znałaś”? Może podzieliłby się wrażeniami po lekturze?
Witam kochane moliki w sobotni wieczór. W końcu mogę zasiąść w moim ulubionym fotelu z książką w ręku. Dziś dzięki uprzejmości @Wydawnictwa Muza oddaję się lekturze „Zima czarownicy” Katherine Arden. Każdy, kto czytał dwie pierwsze części trylogii to zapewne podobnie jak ja z wielką niecierpliwością oczekiwał kontynuacji tej mistrzowsko napisanej powieści nawiązującej do rosyjskich baśni. Pełnej tajemnic, magii i pradawnych wierzeń urzekającej historii odważnej Wasi, od której zależy los magicznych stworzeń i całej Rusi. Jedna dziewczyna może bardzo wiele, ale tym razem może się okazać, że nie zdoła ocalić wszystkich. „Zima czarownicy” miała swoją premierę 12 lutego i jest już dostępną w księgarniach.
Kontynuacja przygód wasi oraz Morozka znanych z „Niedźwiedzia i słowika” i „dziewczyny z wieży” to niesamowite zakończenie zwieńczenie „Zimowej Trylogii”, w którym bohaterowie zmuszeni będą wytoczyć śmiertelną bitwę o Ruś. „To powieść intymna i zarazem pełna epickiego rozmachu, główna bohaterka odbywająca przerażającą i cudowną podróż, która osiąga punkt kulminacyjny w emocjonującym finalnym tomie” – podkreślają zachwycenie recenzenci „Publicers Weekly”. Katherine Arden po raz kolejny udowadnia, że dorośli też potrzebują magii – jej książki to pełne czarów historie o wolności i ucisku, które wywołują przejmującą tęsknotę za dzieciństwem i pozwalają dorosłym czytelnikom jeszcze raz powrócić do pięknego świata baśni.
„Taką lekturę, chce się przytulić, postawić na półce z ulubionymi książkami i natychmiast przeczytać ponownie” –Laini Taylor, amerykańska autorka książek fantasty.
Jestem w trakcie lektury i mogę Wam zaręczyć, że jest niesamowita i pochłonęła mnie bez reszty i tylko to, że muszę chodzić do pracy i spać to najchętniej w ogóle bym jej nie odkładała. Trzecia część jest chyba najbardziej magiczna, ale też ma sporo odwołań do poprzednich części. Wszystkie wątki są spójne, postaci wspaniale wykreowane warsztat autorki bez zarzutu, czego chcieć więcej nic tylko siadać i czytać. Może ktoś z Was jest już po lekturze „Zimy czarownicy” i miałby ochotę podzielić się swoją opinią z innymi. Jestem ciekawa czy Was ta historia zauroczyła równie mocno jak mnie. Mam nadzieję, że nie zmienię zdania aż do końca. Wkrótce podzielę się z Wami moimi wrażeniami w recenzji. Miłego weekendu wszystkim i oddaję się lekturze, by dowiedzieć się, czy Wasi uda się ocalić Ruś, Morozkę oraz świat magii tak bliski jej sercu.
Witajcie wszyscy w czwarteczek jutro już piątek piątunio a tymczasem dotarła do mnie dziś przesyłka z @wydawnictwoznak „Motyl i skrzypce” pierwsza część cyklu „Ukryte arcydzieło”
Mam pewne obawy co do tej książki, gdyż po ogromnej popularności wątpliwej wartości literackiej „Tatuażysty z Auschwitz” ostatnio rynek zalewa mnóstwo książek o tematyce obozowej. Nadzieję daje, że akcja powieści toczy się równolegle na dwóch płaszczyznach. Wojennej i współczesnej nie tylko obozowej. Kristy Camron zajmuje się pisaniem prozy osadzonej w czasach drugiej wojny światowej, jest autorką bestsellerowych i wielokrotnie nagradzanych powieści historycznych, ale czy to oznacza, że w książce można szukać prawdy historycznej? Zapewne nie, ale przeczytam i podzielę się moimi wrażeniami.
Za wydawcą :
Adele von Bron, utalentowana skrzypaczka, poświęciła wszystko, żeby ratować ostatnich wiedeńskich Żydów. Kiedy na polecenie własnego ojca, wysokiego rangą generała Trzeciej Rzeszy, trafiła do obozu w Auschwitz, jej piękny świat legł w gruzach. Przerażającą codziennością stały się głód, strach i cierpienie.
Kilkadziesiąt lat późnej Sera James, właścicielka galerii sztuki na Manhattanie, angażuje się w poszukiwania portretu młodej skrzypaczki, który pierwszy raz ujrzała, będąc jeszcze dzieckiem. Podczas próby odnalezienia zaginionego arcydzieła los stawia na jej drodze Williama Hanovera, którego dziadek może być kluczem do rozwiązania zagadki dziewczyny z obrazu.
"Motyl i skrzypce" to poruszająca opowieść o odkrywaniu piękna w najstraszniejszych miejscach: mrocznych zakątkach Auschwitz i zakamarkach poranionych serc. To również historia o tym, jak nie stracić wiary w Boga nawet w samym środku piekła.
Pierwszy miesiąc roku już za nami. Styczeń zakończyłam niezbyt usatysfakcjonowana, ponieważ nie przeczytałam wszystkich książek ze stosiku, który sobie zaplanowałam przeczytać, ale też nie mam specjalnie powodu do narzekań. Osiem książek, które przeczytałam w różnym stopniu przypadły mi do gustu. Na czele listy oczywiście pani Małgosia Rogala i Maria Paszyńska,
które zapewniły mi niesamowite wrażenia i dostarczyły wspaniałych przeżyć. „Cicha noc”
Małgosi Rogali jest siódmą częścią przygód Agaty Górskiej i Sławka Tomczyka. @Czwarta strona kryminału. Choinka z morderstwem w tle. Te Święta dla wszystkich bohaterów powieści oznaczały ogromne zmiany w życiu. Dla niektórych stały się okazją do przemyśleń, jeszcze dla innych były pasmem rozczarowań i zawodu, niektórym przyszło pożegnać się ze światem żywych. Kolejna udana powieść autorki ze znanymi bohaterami, emocjonująca i dynamiczna. Emocje podczas czytania gwarantowane, natomiast Maria Paszyńska w bardzo dobrym stylu zakończyła serię „Owoc granatu”. Wspaniały finał i uwieńczenie burzliwych losów sióstr Łukowskich. Szkoda, że to koniec serii, którą tak bardzo pokochałam, ale autorka nie pozostawia niedomkniętych wątków, dlatego rozstanie z bohaterami tetralogii było dla mnie nieco łatwiejsze. @ WydawnictwoKsiążnica. Dobrze w mojej pamięci zapisał się „Krwawy kwiat „Louise Boije af Gennäs, nieznanej jeszcze w Polsce, szwedzkiej pisarki. Ta historia, to nie jest typowy thriller psychologiczny ani typowy thriller polityczny, to połączenie obydwu gatunków. Zręcznie skonstruowana intryga kryminalna, społeczna i polityczna. Naprawdę mocna rzecz warta przeczytania. @WydawnictwoMova @WydawnictwoKobiece. Ogromnym zaskoczeniem w pozytywnym znaczeniu była dla mnie debiutancka powieść
Juliena Sandrela przepiękna wartościowa książka, która zapada głęboko w serce. Bardzo dobra książka, którą powinien przeczytać każdy rodzic. Zmusza do refleksji i przemyśleń, wywołuje mnóstwo sprzecznych uczuć, która na zmianę wyciska łzy i wywołuje uśmiech na twarzy. @WydawnictwoSoniaDraga.
Niemiecka autorka Sabine Elbert zafundowała mi podróż do przeszłości do Frankonii do roku 1167 r.Powieści napisanie z niesamowitym rozmachem, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. „Tajemnica znachorki” i „Zniknięcie Znachorki" to nie tylko romans, ale dobrze napisane powieści przygodowe osadzone w realiach historycznych. Bardzo polubiłam głównych bohaterów,a ich losy śledziłam z zapartym tchem. Smutne to były czasy, gdy do Pana należało wszystko, włącznie z ludźmi. Cykl składa się z pięciu części, więc jeszcze czeka mnie dużo pasjonujących przygód z bohaterami serii, do których na pewno wrócę. Polecam gorąco wielbicielom powieści historyczno przygodowych. @WydawnictwoSoniaDraga.
Dobrze bawiłam się goszcząc w posiadłości Wzgórze Mgieł, wywołując prowadząc śledztwo wraz z główną bohaterką w powieści Pauliny Kuzawińskiej „Dama z wahadełkiem”. Może, to nie jest dzieło na miarę Agaty Christie, ale takiej książki na rynku wydawniczym jeszcze nie było. Nieoczywista opowieść z magiczną scenerią, wywoływaniem duchów oraz tajemniczą śmiercią i subtelnym wątku miłosnym. @WydawnictwoLira
Na koniec książka Bartłomieja Ludwisiaka „Gdański smak whiskey”,która jest jego debiutem i wypadła w mojej ocenie najsłabiej. Bardzo dobry pomysł na fabułę, ale niestety autor nie poradził sobie z jego realizacją. Kryminał na średnim poziomie, o którym zapewne wkrótce zapomnę. Całość do przyjęcia, gdy potraktuje się książkę, jako rozrywkę na wieczór, z którym nie wiadomo, co @WydawnictwoNovaeRes
Czytaliście, którąś książkę z mojej listy, jeżeli tak bardzo jestem ciekawa waszych wrażeń.
Zaczynamy dziś pierwszy weekend lutego. Kochane moliki chciałam dzisiaj zaprezentować Wam zbliżającą się premierę książki „Reputacja „ Marcina Kiszeli. Marcin Kiszela albo Dawid Kain do tej pory był znany jako autor horrorów i groteski, scenariuszy do gier komputerowych, a także tłumacz bestsellerowych powieści. Teraz po raz pierwszy próbuje swoich sił w thrillerze. Nie znam twórczości autora, ale zapowiedź wydawcy sugeruje, że należy się spodziewać niezwykłych przeżyć i emocji. Autor opowiada historię zaginięcia gwiazdy mediów, tworząc boleśnie wiarygodny obraz zagrożeń, jakie niosą ze sobą media społecznościowe. Za wydawcą : Milena Bilkiewicz jest największą gwiazdą polskiej estrady i jednocześnie staranną wizerunkową kreacją. Jej przeszłość to pilnie strzeżona tajemnica. Pewnego dnia Milena znika. Do Alicji, asystentki i przyjaciółki piosenkarki, dociera jedynie nagranie wideo z uprowadzoną i porywaczem kryjącym się za maską dziecka. Kobieta nie zawiadamia policji bojąc się gigantycznego skandalu, postanawia działać na własną rękę. Tytułowa reputacja ma drugie dno i wskazuje na coś zgoła różnego od medialnego wizerunku. Marcin Kiszela wzorem najlepszych hollywoodzkich scenarzystów od pierwszych stron wrzuca czytelnika w szalone tempo opowieści o sławie, traumie i grzechach przeszłości. Thriller psychologiczny „Reputacja” nie pozostawia miejsca na oddech . Tyle wydawca @wydawnictwowab.
Zaintrygowani, bo ja bardzo. Premiera już 12 lutego. Jestem ogromnie ciekawa tej książki, jeżeli blurb choć w maleńkiej cząstce odpowiada rzeczywistości to Marcin Kiszela przygotował swoim czytelnikom niezłą ucztę literacką pokazując jak wygląda życie w blasku fleszy od kuchni. Gdzie przebiega granica między tym, kim jesteśmy naprawdę, a wizerunkiem, który staramy się wykreować ? Ktoś może z Was czytał już „Reputację” i zechciałby podzielić się wrażeniami ? Zapraszam do dyskusji.
Cześć. Witam Was w najbardziej depresyjny dzień roku, czyli trzeci poniedziałek stycznia, kiedy to statystycznie mamy mieć najgorsze samopoczucie. Oczywiście, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, bo to jest zwykły chwyt marketingowy powielany od lat. Najłatwiej uwierzyć w informacje, które wydają się całkiem prawdopodobne. Jeśli słyszymy, że brytyjski naukowiec opracował algorytm pozwalający na określenie najgorszego dnia w roku, kiedy statystycznie możemy cierpieć na największy spadek nastroju, większość z nas jest w stanie uznać to za możliwe. Kolejna wymyślona teoria, w którą uwierzyły miliony, a która nie ma żadnego sensu, ani naukowego uzasadnienia. Samospełniająca się przepowiednia, podobnie jak ta, że w piątek trzynastego zdarzy się coś złego, czy jeżeli czarny kot przebiegnie nam drogę albo przejdziemy pod drabiną, przyniesie nam to pecha. Trzeba to traktować z przymrużeniem oka i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Kochani nie dajmy się zwariować. Nie warto więc wierzyć, że trzeci poniedziałek stycznia jest bardziej depresyjny niż jakikolwiek inny dzień w roku, przecież początek roku, to nowe perspektywy, nowe szanse. Tymczasem przedstawiam Wam mój błękitny stosik wstydu, który czeka na przeczytanie. Może ktoś czytał coś z niego i mógłby mi polecić, od której książki zacząć czytanie, by ten stosik uszczuplić. Kochane moliki, jeżeli poczuliście się zdołowani dzisiejszym dniem, to pomyślcie, że jutro też jest dzień, który na pewno będzie lepszy.
Cześć. Dziś chciałam opowiedzieć Wam trochę o baśniowej serii autorstwa Katherine Arden. W lutym będzie miała premierę trzecia część „Trylogii Zimowej Nocy”. Powracają Wasia i Morozko by kolejny raz walczyć ze śmiertelnymi i magicznymi wrogami.„ Zima czarownicy’ jest kontynuacją ich przygód , stanowiącą kontynuację "Niedźwiedzia i słowika" oraz "Dziewczyny z wieży". Przy okazji premiery ostatniej części trylogii, postanowiłam napisać parę słów o dwóch pozostałych częściach, które przeczytałam dość dawno, bo na początku ubiegłego roku. Tak się złożyło, że czytanie baśni dla dorosłych zaczęłam od drugiej części. O ile byłam zauroczona „Dziewczyną z wieży” jej niesamowitym klimatem, zimową atmosferą , mocną dawką dawnej wiary, nawet czarami, to „Niedźwiedź i słowik” nie wywarł już na mnie takiego wrażenia. „Dziewczynę z wieży” czytałam bardziej bezrefleksyjne w rytmie pięknej bajki. Pięknej i mrocznej zarazem. Dałam się zauroczyć opowieści o wyjątkowej dziewczynie Wasi, spadkobierczyni tajemniczej mocy, której nie straszne były demony. Natomiast teraz na tę bajkę dla dorosłych spojrzałam z zupełnie innej perspektywy. Znałam już dalsze losy Wasi, dlatego bardziej zagłębiłam się w treść powieści i dostrzegłam w niej ukryty przekaz, który nie do końca mi się spodobał. . Autorka skupia się głównie na religii, traktuje o wyparciu starych wierzeń słowiańskich przez chrześcijaństwo, ale robi to w bardzo krytyczny sposób przedstawiając bogobojnych ludzi, jako bezmyślnych i zaślepionych wiarą, co budzi mój niepokój. Całe zło, które spotyka mieszkańców wioski ma związek z wiarą chrześcijańską, a wszystko, co dobre łączy się z zabobonami i wiarą w magię. Katherine Arden , co prawda przedstawia walkę dobra ze złem, ale jest nim nie tylko rosnący w siłę budzący się ze snu niedźwiedź, ale także wiara w Boga. Ukazała to, jako silne starcie pradawnych wierzeń z chrześcijaństwem. Pojedynek między dwoma światami czasem przeszłym, a czasem przyszłym. Początek Trylogii Zimowej Nocy nie porwał mnie jednak tak bardzo jak na to liczyłam, bo w porównaniu z „ Dziewczyną z wieży „ wypadła dużo słabiej. Książki nie czyta się zbyt szybko, zwłaszcza początek powieści nie zachwyca wartką akcją, która raczej jest dość mozolna i rozwleczona w czasie. Jednakże ta wolno rozwijająca się fabuła w pewnym sensie wypadła na plus, gdyż spowodowała, że powoli poddawałam się unikalnemu nastrojowi, mrocznej atmosferze, z której nie mogłam się otrząsnąć długo po zakończonej lekturze. Mimo, małych zastrzeżeń polecam warto przeczytać tę niesamowitą powieść fantasy, ale moim zdaniem jest to lektura dla dorosłego czytelnia, a ja czekam na ostatnią część trylogii, bo liczę, że jej poziom będzie tak samo wysoki jak druga część, no i bardzo chcę poznać zakończenie i dowiedzieć się czy Wasilisy, niezwykłej dziewczynie uda się znaleźć własną drogę, której szukała i za wszelką cenę.
Cześć. Skończył się rok, nadszedł, więc czas podsumowań. Spora część czytelników robi podsumowania całego roku. Typują książkę, która podobała im się najbardziej. Można natknąć się w necie na zestawienia, kto ile książek przeczytał, dostał od wydawnictw, ile sam sobie kupił czy też wypożyczył. Może też pokuszę się na jakieś zestawienie, ale jak na razie to czas na podsumowanie grudnia, chociaż był to miesiąc, który nie sprzyjał za bardzo czytaniu. Sześć książek, mimo świątecznego zawrotu głowy i braku czasu, udało mi się przeczytać, lecz tylko trzy z nich sprawiły, że przeżyłam niesamowitą przygodę czytelniczą. Dwie z nich mogłam spokojnie sobie darować, bo ich czytanie było zwykłą stratą czasu. Na najwyższe podium w moim prywatnym rankingu zasłużyły dwie książki „ Narzeczona z getta „ - Sabiny Waszut, to niezwykła historia, coś więcej niż kolejna książka o zagładzie. Oszczędna w słowach, ale z ogromną siłą przekazu. Minimum słów, które przekazują maksimum emocji. Wspaniała podróż w czasie, w którą zabrała mnie autorka. Przejmująca opowieść o mierzeniu się z demonami z przeszłości, o tym, że jak ważne jest pogodzenie się z przeszłościścią , o wybaczeniu sobie i innym. Druga z nich, to Żmijowisko „ – Wojciecha Chmielarza, to jedna z lepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Nie potrzebujemy zagranicznych bestselerów, bo mamy świetnych rodzimych pisarzy, którzy piszą znakomite książki. Zakończenie powieści wbiło mnie w fotel, jeszcze tam siedzę i nie mogę uwierzyć w to, co przeczytałam. Trzecie miejsce oddaję mojej ulubionej autorce Małgosi Rogali i jej bardzo dobremu kryminałowi z rozbudowanym tłem społecznym i wątkiem romansowym. Szybko i przyjemnie się czyta, pomimo poruszonego trudnego tematu, jakim jest gwałt i przemoc wobec kobiet. Czwarte miejsce zajęła u mnie książka „ Pacjentka „ Sprawnie napisany bez luk logicznych thriller psychologiczny z dość zaskakującym zakończeniem, ale daleko mu do perfekcjonizmu. Wart przeczytania, ale u mnie wzbudził umiarkowany zachwyt. No i na koniec dwie książki, których przeczytanie nie przyniosło satysfakcji, a wręcz przeciwnie po zakończeniu lektury miałam poczucie straconego czasu, który mogłam przeznaczyć na przeczytanie znacznie ciekawszych książek. „ Zjazd Absolwentów „ Guillaume Musso. Nie oczekiwałam po lekturze tej książki czegoś wielkiego, ale przynajmniej wciągającej, intrygującej historii z napięciem. Cała opowieść okazała się mało realna, naszpikowana cytatami niczym książki Coelho ubarwiona licznymi przemyśleniami bohaterów, równie mało realnymi, jak cała historia. Długie nudne opisy i drętwe dialogi dopełniają całości. Książka ta jest po prostu nudna i nijaka. Zabrakło dreszczyku emocji, budowania napięcia i atmosfery. Powieść chyba tylko dla fanów autora. I na koniec „ Ścigany „ Katarzyny Michalak, który jakimś cudem został obwołany bestsellerem. Czyta się szybko, ale to jedyna zaleta tej książki. Zadziwia mnie pomysłowość autorki tylko szkoda, że przed napisaniem książki nie postarała się o jakąś rzetelną wiedzę na temat tego, o czym pisała, a tak podczas czytania włos mi się jeżył na głowie i bynajmniej nie z emocji, lecz od nadmiaru bzdur, które w tej książce znalazłam. Historia żywcem ściągnięta z filmu klasy B albo C, co to zabili go i uciekł. Jest w niej mnóstwo niespójności, niekonsekwencji, niedociągnięć, okraszonych infantylnymi dialogami. Zastrzegam, że to jest moja subiektywna ocena, jeżeli komuś sprawia przyjemność czytanie opowiastek Pani Michalak, nie mnie to oceniać. Nie to ładne, co piękne tylko to, co się, komu podoba, ale ja już chyba wyrosłam z tego typu historyjek.
Ciekawa jestem jak wypadł Wasz czytelniczy grudzień ? Przeczytane książki przyniosły satysfakcję, a może niekoniecznie ?
Cześć. Dziś wpadłam , by zrobić króciutki wpis na temat książki „ Mów własnym głosem „, którą dostałam w prezencie, nie wiem czy kupiłabym ją sobie sama, bo z reguły nie czytam poradników. Nie lubię, gdy osoby, które nic nie przeżyły i tak naprawdę nie mają bladego pojęcia, o czym mówią, nagle udzielają mi porad jak mam żyć i co jest dla mnie dobre, ale książki Reginy Brett są inne, ponieważ autorka sporo przeszła w swoim życiu. Pochodzi z wielodzietnej rodziny, we wczesnej młodości zmagała się z uzależnieniem od alkoholu, a w wieku 21 lat została samotną matką. Gdy miała 40 lat, poznała mężczyznę swojego życia i wyszła za niego za mąż. Rok później dowiedziała się, że ma raka piersi. Przeszła ciężką chemioterapię, dlatego jej przemyślenia są autentyczne, oparte na własnych doświadczeniach. Nie sili się na wydumane, pseudofilozoficzne wywody, ale stawia na prostotę i jasność przekazu. Wszystkie jej książki poza jedną, napisane zostały w postaci 50 lekcji, ponieważ to na 50 urodziny właśnie autorka podarowała sobie i innym prezent w postaci pierwszej swojej książki.
Jest doskonale znana polskim czytelnikom z książek wydanych w naszym kraju, przede wszystkim z „Bóg nigdy nie mruga” (o trudnych chwilach w życiu).,„Jesteś cudem” (o osiąganiu niemożliwego), „Bóg zawsze znajdzie ci pracę” ( o spełnieniu w życiu, ale także o tym, co możemy robić dla innych i jak i jak realizować własne talenty i uzdolnienia), „ Kochaj „ (tytułowe lekcje dotyczą miłości i nie tylko takiej, która istnieje pomiędzy mężczyzną i kobietą, ale w ogóle o roli miłości w życiu.) oraz „ Twój dziennik „ (osobisty notatnik i wyjątkowy kalendarz z myślami Reginy na każdy dzień i nową lekcją na każdy miesiąc.) „ Mów własnym głosem „ jest jej szóstą książką, tym razem mówiącą jak odkryć swoją prawdę, wytrwale za nią podążać i nie wahać się nią dzielić. Pięćdziesiąt porywających lekcji o tym, jaką siłę mają słowa – nie milczenie: o tym, że nawet, jeśli trudno zmierzyć się z prawdą, to tylko w ten sposób staniemy się wolni.
Zawsze twierdzę, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem, więc zapewne ta książka trafiła do mnie z jakiegoś konkretnego powodu i cieszę się, że ją dostałam. Po przeczytaniu nie omieszkam podzielić się z wami swoimi refleksjami.
A teraz u progu nowego roku, gdy mamy jakieś noworoczne postanowienia kończę moje krótkie przemyślenia cytatem: „Ciesz się życiem, szczęściem, obfitością, zdrowiem i wolnością tak mocno, jak tylko potrafisz. To od ciebie zależy, jak bardzo otworzysz się na radość. Źródło wszelkiego dobra jest niewyczerpane, ale żeby z niego nabrać, musisz uwolnić się od swojej starej historii. I zacząć opowiadać nową.” REGINA BRETT
Cześć. Wpadłam dzisiaj na chwilkę, by podzielić się z wami kilkoma moimi przemyśleniami. Początek roku zazwyczaj skłania do nowych wyzwań, kolejnych postanowień, ale czy warto się nimi katować? Chyba wolę robić, to lubię, a jeżeli przy okazji przynosi to satysfakcję nie tylko mnie, lecz także sprawia przyjemność innym, to chyba warto. Mam na myśli czytanie książek i dzielenie się swoimi opiniami z innymi czytelnikami. Wymienianie poglądów na temat lektury książki, którą się akurat przeczytało jest niezwykle ekscytujące i pouczające. Zamiłowanie do książek i chęć czytania zaszczepiła we mnie moja Mama. Książki, odkąd pamiętam były obecne w naszym domu. Mama czytała namiętnie, a jej pasja udzieliła się również mnie. Byłam tak zakochana w książkach, że gdy trzeba było podjąć życiową decyzję o wyborze zawodu, postanowiłam, że zostanę bibliotekarką. To był zawód moich marzeń, pracować wśród książek i móc spotykać się z ludźmi. Od dzieciństwa miałam łatwość w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, potem także w dorosłym życiu byłam osobą otwartą i bez problemu potrafiłam się wpasować w środowisko i znajdować wspólny język z innymi. Niestety zawód ten pozostał w sferze moich marzeń. Dlaczego? Z prozaicznego powodu, nie było w pobliżu szkoły, która przygotowywałaby do tego zawodu, ale za to w okolicy znajdowało się technikum ekonomiczne. Takie to wtedy były czasy. Jaka skrajność prawda? Zawód zupełnie inny od tego, o jakim marzyłam, ale nie porzuciłam zamiłowania do czytania. Moją miłość do książek rekompensuję sobie obcowaniem z książkami w mojej małej prywatnej biblioteczce, oddając się mojej pasji, kiedy tylko pozwala mi na to czas. I tak zrodził się pomysł na założenie strony Pasjaczytania. Postanowiłam, że moim zamiłowaniem do książek zacznę dzielić się z innymi. W dobie Facebooka, Instagrama i Snapchata, bardzo ważne jest, aby w ogóle czytać książki i to te papierowe. Raduje się moje serce, gdy widzę w swoim otoczeniu tylu ludzi, którzy czytają książki, prowadzą blogi, zachęcają do czytania innych. Warto pamiętać, że wszystkie zalety czytania książek możemy poznać jedynie wtedy, gdy do ręki weźmiemy tradycyjną książkę. Czytanie na różnego rodzaju urządzeniach elektronicznych nie sprawia już tak dużej frajdy. Dodatkowo męczy wzrok i pobudza, ale zapewne osoby, które używają czytników się ze mną nie zgodzą, ale ja jestem tradycjonalistką. Uwielbiam obcowanie z prawdziwą książką, zapach kartek, druku, świat wyobraźni, który jest tylko mój. Nawet autor nie jest w stanie przewidzieć, jakie obrazy pojawią się w mojej głowie. To właśnie jest w książkach niezwykłe.
Kochane moliki książkowe życzę Wam w 2020 roku mnóstwa wspaniałych książek, ogromnej ilości przeczytanych stron i oczywiście bardzo dużo wolnego czasu na czytanie.
Cześć. Dziś wpis trochę już poświąteczny, który tak naprawdę miał znaleźć się na moim blogu przed świętami, ale w ferworze zajęć zwyczajnie nie zdążyłam. Wpadłam na chwilę do Was, by przysiąść na kanapie i porozmyślać o świątecznym blichtrze i zawrocie głowy. Wszystko, co nas otacza ulega komercjalizacji, nie ominęło to także Świąt Bożego Narodzenia, straciły dla nas swój wymiar nie potrafimy już dostrzec, co w nich jest najważniejsze i najpiękniejsze. Sama jeszcze pamiętam, jakie były święta kiedyś, a jakie są teraz. Nie czekamy już na nie tak jak dawniej, nie ma tego dreszczyku. „- (…) Najbardziej w świętach to lubię czekanie na święta, tylko to jest trochę nudne, bo trzeba czekać cały rok. A potem tylko te dwa dni(…). Cyt. „ Makatka „ – K. Grochola i Szelągowska.
Na ten temat głowy mądrzejsze od mojej napisały już nie jedno, ale przecież to i tak nic nie zmieni. Co roku wciąż to samo? Zaledwie zgasną znicze i nie zdążymy się wyrwać z zadumy związanej ze Świętem zmarłych, a już na półki wskakują mikołaje, w radio zaczynają rozbrzmiewać świąteczne piosenki na ulicach i wystawach sklepowych pojawiają się dekoracje świąteczne. Natomiast rynek wydawniczy zalewany jest dosłownie masą książek o świątecznych okładkach, tytułach i treściach. Istagram i FB bombardowany jest mnóstwem fotografii książek w światełkach, bombkach i innych świątecznych dekoracjach. Odnoszę wrażenie, że w okresie przedświątecznym nastała moda na tworzenie historii związanych z cudem Bożego Narodzenia, to swoisty fenomen, o którym wspominają nawet sami autorzy. Zawsze zastanawiał mnie fakt czy pisarze tworzą takie książki pod wpływem chwili, nacisku wydawnictw czy myślą cały rok, co by tu na te kolejne święta napisać. Z zasady nie czytam książek wydawanych specjalnie z okazji Świąt. Przeczytałam w swoim życiu tylko jedną taką pozycję i stwierdziłam, że szkoda było na nią czasu, a najgorsze w tym wszystkim, że napisała ją moja ulubiona autorka. Niestety zawiodłam się na tej historii, ale myślę, że autorka uległa presji napisania naprędce historii świątecznej, bo całość wygląda jak gdyby była pisana na siłę, na kolanie. Nie wiem może miałam pecha i źle akurat wybrałam, ale stwierdziłam, że dam sobie spokój z literaturą świąteczną. Może macie bardziej pozytywne doświadczenia w tej kwestii i polecicie mi jakąś miłą lekturę i złamię swoje zasady, co do rodzaju tego typu książek.