Avatar @maciejek7

Mazury

@maciejek7
177 obserwujących. 182 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
177 obserwujących.
182 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.

Cytaty

Nigeria jest jednym z krajów Afryki Zachodniej. Z ludnością liczącą bez mała 180 milionów zajmuje siódme miejsce na świecie wśród państw o największej liczbie obywateli. Oznacza to, że aż jeden na siedmiu mieszkańców Afryki jest Nigeryjczykiem.
Taka właśnie jest młodość: durna, chmurna i przereklamowana. I tacy są młodzi: niewdzięczni, zachłyśnięci swą chwilową nieśmiertelnością.
Zastanawiam się za to często, jak ludziom tamtej przedwojennej epoki udawało się pogodzić swoje wartości z tym, co "oferował" nowy system. I jak starali się chronić swoje potomstwo przed oddziaływaniem komunistycznego systemu edukacji.
Po dziadku odziedziczyłem nie tylko wydatną grdykę, również wzrost. Jego słuszne sto osiemdziesiąt centymetrów musiało robić w tamtych czasach wrażenie.
W Paryżu poczuliśmy się szybko jak u siebie w domu. To jedno z tych miast, w których mógłbym kiedyś zamieszkać. Tak jak w innych miejscach kontynentalnej Europy: Berlinie, Krakowie cz Wrocławiu. Ale już nie w wyspiarskim Londynie ani takich miastach Albiony jak postindustrialne Birmingham czy nadmorskie Brighton.
Kiedy wybuchła w Polsce wolność, mieliśmy z żoną, Dorotą, lat o połowę mniej niż obecnie. Wkraczaliśmy w dorosłość, a kraj wstępował do bram wolnorynkowego raju.
Nostalgia to ponoć jedno z najbardziej destrukcyjnych uczuć.
Młodość jest może przereklamowana, lecz dzieciństwo - mówcie, co chcecie - to najlepszy w życiu czas.
W pokoju stołowym dziadków było też pianino. Stało w kącie pod oknem, dokładnie rzecz biorąc pod lufcikiem (uwielbiam to słowo) umiejscowionym w lewym górnym rogu całościennego panoramicznego okna.
Mam na imię Piotr. Jedno z tych uniwersalnych, ewangelicznych, zawsze dobrze brzmiących i nigdy nie starzejących się imion. Jestem za nie wdzięczny moim rodzicom. Mogłem przecież, urodziwszy się nieco wcześniej, zostać Józefem, Eugeniuszem (Gienkiem), Henrykiem lub - nie daj Boże - Adolfem. Bądź też przyszedłszy na świat o wiele później - Adrianem, Brianem, Oliwierem lub... Solidariuszem.
Gdy miałem niespełna sześć lat, na stole w chlewnickim pokoju stołowym stanęła... trumna. Otwarta trumna z babcią Helenką w środku. Obok oparte o ścianę stało ciężkie, dębowe wieko. Szok? Niekoniecznie.
Podobno w roku 1970 skończyły się prawdziwe zimy. Pamiętam tę ostatnią śnieżną. Dziesięć lat później propaganda sukcesu próbowała ją detronizować, ogłaszając kataklizm z 1979 zimą stulecia, choć był tylko krótkotrwałym, acz spektakularnym epizodem w odłożonym w czasie zgonie owej niepotrzebnej już nikomu pory roku.
Powiedział technikowi, czego ma się spodziewać, głównie po to, by przygotować mężczyznę na widok zwłok. Może dzięki temu chłop się nie porzyga jak inni.
Jeśli coś pójdzie nie tak, zostaną posądzeni o błąd zbiorowy. Miał już dość cackania się z naczelnikiem, który zawsze - jak to mówili między sobą na komendzie - strzelał pociskami z dupy. Zawsze się o coś przypierdalał i ciągle coś było nie po jego myśli.
Krauze nadawał się do roboty, w której należało dużo zapamiętywać, porównywać, wyciągać wnioski oraz odrzucać błędne założenia.
Jerzy Sokołowski milczał. A milczący Sokołowski zwiastował złe wiadomości, bo na co dzień lubił dużo mówić.
Krauze wytężył wzrok. Wśród niemal jednakowych drzew jedno się wyróżniało. Było największe. Górna część jego korony kołysała się leniwie pod wpływem wiatru. Wśród unosił się zapach żywicy. Podkomisarz czuł, że coś jest nie tak, ale nie wiedział jeszcze co.
Nie wierzy się człowiekowi, który budzi cię w środku nocy i każe przyjeżdżać do pieprzonej dżungli.
Znali się ponad dwadzieścia lat i byli najlepszymi przyjaciółmi. Przez całe dorosłe życie szli ramię w ramię - najpierw łączyło ich burzliwe dorastanie, potem szkoła policyjna i wreszcie wspólna praca.
Psia mać, zaklął. Miał ochotę coś zrobić. Nosiło go. Rozrywało wręcz od środka i trudno było mu się opanować. Wiedział, co mogłoby pomóc. Wódka albo piwo, butelka, dwie.
W pogotowiu trzymał nóż i gumową pałkę ZOMO, którą odziedziczył po ojcu. Uderzenie nią powodowało potworny ból. Wiedział o tym, bo właściwie to nie ojciec, lecz ona go wychowała.
Popatrzył w okno, ale wypełniała je tylko ciemność, nic więcej.
I patrz, jak siostra Flora jest upadającą i jak upada, jak niosą ją siostry nie do jej celi, gdzie pewnie sama z siebie by poszła, lecz niosą ją do łoża wygodnego, który w gabinecie podprzeoryszy od spraw przyziemnych, od przyziemności.
Przesadą byłoby powiedzieć, że wszystkie osoby opisane w naszej opowieści są święte, nie, nie, nie, nie wszystkie, ale parę na pewno, są prawdziwi święci, są fałszywi, nie nam to, ale tobie rozsądzać według własnego rozumu, który karmiony naszymi wskazówkami, pamiętaj, trzeba ci domyślić się, kto jest święty, a kto nie, kogo słuchać, kogo nie...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl