Kolejny, nowy dla mnie, chociaż już z kilku książkowym dorobkiem, autor. Niestety raczej nie będzie nam po drodze razem, w zasadzie, mimo tak licznych pozytywnych ocen, mnie nic właściwie w tej książce się nie podobało. No może trochę sama kryminalna intryga, aczkolwiek częściowe jej rozwiązanie, zwłaszcza w kontekście jednego ze sprawców, budzi też moje wielkie wątpliwości.
Dialogi, jakieś totalnie "wysiłkowe" Jakbym naocznie widziała jak te postacie się "wysilają" by ich gadki brzmiały, mądrze, psychologicznie, a przy tym luzacko i z humorem. A dla mnie brzmią, jakbym słuchała gimbazy, w dodatku po upaleniu nie wiadomo czym. Ale najbardziej chyba nie podoba mi się postać podkomisarza z przypadku, Filipa Krauzego.
Dla mnie ten "pan" to zwykły prostak i cham, który za nic ma wszystkich innych dookoła siebie. Takiego lekceważenia drugiego człowieka chyba nie spotkałam w żadnej innej książce i żadna inna znana mi fikcyjna postać, takim "talentem" się nie chwaliła. "Reszta go nie obchodziła, liczył się cel". A jaki z niego bohater, obrońca uciśnionych, zwłaszcza bitych żon i dzieci. A jaki przy tym zadufany w sobie: "Nikt inny tego nie zrobi"
Normalnie jedyny sprawiedliwy i największy bohater w polskiej policji. Taki co to, co chwilę powtarza, że on przecież nie jest psychologiem, ani nawet profilerem, tylko ZWYKŁYM śledczym, a jednocześnie wyczynia jakieś psychodramy z przywiązywaniem się do drzewa. Taki as policyjny, że sprawa podwójnego morders...