Sądziłem, że otworzę nowy rozdział literackiej przygody, że porwie mnie, pochłonie, że będzie równie wsysające jak „Las…” Holdstock’a, a tu mogiła, nuda i ziew!
Rozumiem, że „tak się już nie pisze”, że
proza Lovecrafta to lata trzydzieste XX w., kiedy to jego opowiadania MUSIAŁY
być wyjątkowe i takie z pewnością były, ale...
Odrzucając pewną naiwność niektórych
fantastycznych wątków, wynikającą z upływu czas i poszerzenia naszej wiedzy (a także
starcia do przezroczysta starych klisz) muszę stwierdzić, że dostałem w dłonie
swe niewątpliwe klimatyczne dzieło. Niestety przytłaczała mnie sącząca się
akcja, męczyły zdecydowanie za długie opisy, dzięki którym nawet i owa
tajemnicza aura przykrywała się kołdrą i smacznie chrapała.
I gdyby odrzucić te wszystkie „mankamenty”,
opowiadania Lovecrafta czytałoby się świetnie. Jest w nich spora dawka strachu
(grozy raczej), mistyki związanej z obcowaniem z czymś przepotężnym, pradawnym,
pozostającym poza granicą naszego wzroku i zrozumienia. Czymś, co płynie tuż
pod powierzchnią, co słyszymy przemierzając ciemne korytarze domu położonego
gdzieś daleko na wzgórzach, tuż na granicy z lasem (Holdstock again!).
Lovecraft buduje nastrój opierając się na pogłoskach, niedopowiedzeniach,
plotce i zapomnianych historiach – właśnie to wywołuje dreszcz i „zimne ciary”.
Był mistrzem złowieszczego nastroju i w budowaniu złowróżbnej atmosfery
dostrzegam jego wirtuozerię. Ch...