W uszach mych brzmi jeszcze głośny gwizd lokomotywy i odgłos kół pociągu... Ale donośniej brzmią w duszy mojej ukochane słowa:
— „Bóg z tobą, dziecię moje!“
Słowa te wypowiedziała mama żegnając się ze mną na stacji. Biedna, kochana mama! Jak ona boleśnie płakała! Jak trudno było jej rozstać się ze mną! Braciszek mój, mały Wacek, nie wierzył, że wyjeżdżam. Dopiero gdy niania i stangret Andrzej przynieśli z piwnicy starą walizkę, pozostałą po tatusiu, a mama poczęła w niej układać moją bieliznę, książki, ukochaną lalkę „Lusię“, z którą nie chciałam się rozłączyć — zrozumiał, że to prawda. Zrozumiał i rozpłakał się gorzko. Biedny Wacuś!
— Nie wyjeżdżaj, nie wyjeżdżaj, Ludko — prosił, kryjąc kędzierzawą główkę na mych kolanach i zalewając się łzami.
— Ludka musi jechać uczyć się, mały — uspokajała go mama. — Ludka przyjedzie na lato, a jeśli uda się nam dobrze sprzedać pszenicę, to i my do niej pojedziemy. Dobra mateczka!