Fragment: Zamiast wstępu. Róże kwitły i tchnęły przecudną wonią... Niebo było błękitne, a stary sad uśmiechał się gorącym lipcowym uśmiechem... Na werandzie, zalanej potokami złotych promieni, w głębokim fotelu siedziała chora. Jej blada, znużona twarz, oczy zapadłe, bez życia, przejrzysta cera i wychudłe ciało świadczyły o długotrwałej chorobie. Wzrok chorej spoczął na głowie młodej kobiety, przytulonej do jej kolan. Młoda kobieta stanowiła zupełne przeciwieństwo chorej: twarz tryskała zdrowiem i żydem, mimo smutnego wyrazu oczu, spoczywających z miłością i współczuciem na cierpiącej.