Ostatnio coraz bardziej podobają mi się książki, które posiadają ładny wstęp, który mniej więcej określa postacie, które tutaj spotkamy. Nie są co prawda przedstawieni jako charakterystyka postaci, ale poznajemy ich zwyczaje, to co lubią, a co sieje w ich sercach znużenie. Lubię również, kiedy mamy trochę sarkazmów, które niczym jak z kabaretu odnoszą się do życia, jednocześnie przejawiając tą prawdziwą iskierkę, którą nie zawsze chcemy widzieć. Powieść ,,Wilki" właśnie wszystkie te cechy posiada.
,,Bez ciebie nie miałbym pojęcia, że gówno, w które wdepnęliśmy, to nie czekolada. Idziemy, robota nie trup, z czasem stygnie."
,,Siwiejący ratownik stał w świetle reflektorów, trzymając w ręku dziwnie wzdętą rękawiczkę, z której sterczały kawałki kości."
Przyznajcie, że drugi cytat był niezwykle smaczny:-) Tuż przed nim i przed jakąkolwiek sytuacją, gdzie zaczyna coś się szykować, bo opisy na to wskazują, od razu ciarki wychodzą na plecach. Poważnie, autor naprawdę potrafi skupić na sobie ogromną uwagę, przez co, kiedy z opisów coś się skrada i przyspiesza, a wokół łamią się gałęzie, nawet nasz niepokój przybiera na sile. Postacie trzęsą się mocno, i przez omyłkę my również się boimy. To było niesamowite, jakbym tam była i sama potrzebowała pomocy. Oczywiście nie wszystkich da się uratować. Początkowo również sądziłam, że wieś o nazwie Wilki nie jest nazwana tak z przypadku. Tutaj doszedł wątek legend, które uwielbiam poznawać, tylko wieczorem nie bardzo cieszy mni...