Jak każda kobieta lubię wyprzedaże. Jeśli w dodatku można za okazyjną cenę kupić dobre książki – jestem wniebowzięta. Często sięgam po mało znanych lub kompletnie obcych mi autorów, bo kilka złotych nie boli tak bardzo jak standardowa cena. Taki już żywot studentki, kochającej czytać. W ten oto sposób weszłam w posiadanie „Rzek Hadesu” Marka Krajewskiego. Buszując w wielkim koszu z książkami, nogami dyndając w komiczny sposób w powietrzu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wszak to książka z 2012 roku i to jeszcze jednego z bardziej poczytnych polskich autorów. Szczęście się do mnie uśmiechnęło.
O Marku Krajewskim słyszałam dużo. Głównie za sprawą mojego brata, który jest jego ogromnym fanem. Jako iż zawsze nasze gusta czytelnicze się bardzo rozmijały, przez długi czas omijałam szerokim łukiem jego twórczość. Nawet tę książkę kupiłam bardziej z myślą, że podaruje mu ją przy jakiejś okazji. Jakże się zdziwiłam, kiedy ugryzłam temat. Marek Krajewski to pisarz i filolog klasyczny, który przez długi czas prowadził zajęcia na Uniwersytecie Wrocławskim. Zrezygnował, by w pełni poświęcić się pisaniu. Stworzył bestsellery o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim, dostępne w dziewiętnastu krajach. Laureat licznych nagród.
Akcja ma miejsce w powojennym Wrocławiu. Jest rok 1946 i ledwo opadł kurz wojennych działań., a Edward Popielski już ukrywa się przed Urzędem Bezpieczeństwa. O jego winie może poświadczyć jedynie kuzynka Leokadia, przetrzymywana w więzieniu. Kiedy we Wrocławiu ginie mała dziewczynka, powtarza się scenariusz sprzed trzynastu lat, gdy porwano i zgwałcono córkę lwowskiego króla podziemia. Eberhard Mock musi ruszyć z pomocą Popielskiemu, którego dogoniły demony przeszłości. Lwów z 1933 roku i Wrocław z 1946 dzielą rzeki Hadesu – cierpienia, zapomnienia i lamentu. Żeby rozwiązać aktualną sprawę, trzeba rozliczyć się z przeszłością. Tylko tak można ocalić życie.
Jak zwykle dopiero po czasie zorientowałam się, że zaczynam od końca, czyli od trzeciej części trylogii, dotyczącej Popielskiego. Muszę przyznać, że absolutnie mi to nie przeszkadzało. Została wciągnięta do tego stopnia, że czytałam wszędzie – w autobusie jadąc do pracy, przy gotowaniu obiadu, w przewie na reklamy filmu. To najlepiej świadczy o magnetyzmie, jakim włada autor. Przyznam szczerze, że takie wyrywkowe czytanie tylko dodało książce, ponieważ mogłam sama zmierzyć się z zagadką niczym główny bohater. Razem z nim rozkładałam na części pierwsze zdarzenia i porządkowałam zeznania. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam zbliżać się do końca. Przyjęłam to z niemałym rozczarowaniem, bo pragnęłam dowiedzieć się, co stało się dalej. Trzeba przyznać, że zarówno pierwszoplanowe, jak i poboczne postacie są skonstruowane w mistrzowski sposób – pełnokrwiste, nieprzewidywalne i zaplątane w sieci zdarzeń. Nawet okres, w którym dzieje się akcja, a do którego nie byłam przekonana, ponieważ niespecjalnie za nim przepadam, odtworzony jest w sposób, który zadowoli nawet takiego sceptyka jak ja.
Polecam wszystkim fanom kryminałów wszelakich. Ze mną autor na pewno zostanie na dłużej.
„- Posłuchaj, stara kurwo – powiedziała, owiewając więźniarkę wonią kwiatowych perfum. – Już przestajemy być dla ciebie wyrozumiali. Czeka na ciebie sam szef. Jeśli mu nie powiesz tego, co chce, pójdziesz do specjalnego pokoju. To pomieszczenie ciemne i tak niskie, że będziesz musiała siedzieć na podłodze. Są tam pająki. Spędzisz tam wiele nocy zupełnie naga. Nie będziesz mogła się wyprostować, będziesz musiała siedzieć. A wtedy pająki będą w ciebie wchodzić.”