"Czasami płacz przynosi ukojenie, Juliannko, ale jeszcze większą ulgę może dać ci tylko szczera rozmowa z przyjacielem. Możesz mi wierzyć lub nie, ale każdy człowiek przechodzi w swoim życiu przez trudne, czasem nawet beznadziejne momenty. Trzeba znaleźć w sobie siłę, żeby je przezwyciężyć, bo nie będą trwały wiecznie."
Niestety to już ostatni tom z serii "Dwór w Zaleszycach", powiem szczerze, że bardzo szybko się w nią wciągnęłam, i również szybko zajęła ona specjalne miejsce w moim sercu. W "Niebo po burzy" ponownie spotykamy Nusię i Juliannę, które w końcu odnalazły spokój i szczęście, ale jak w to życiu bywa, wszystko co dobre szybko się kończy. W tej części, podobnie jak w poprzednich, cofniemy się w czasie, by tym razem poznać historię miłości Edwarda i Leny, i muszę przyznać, że te wycieczki w przeszłość to moje ulubione wątki powieści. Uprzedzam lojalnie, przygotujcie sobie zapas chusteczek, bo bez nich się nie obędzie. Ja wiem, że to nie jest żadna wybitna literatura, ale cała ta seria ma coś takiego w sobie, że po prostu nie sposób jej się oprzeć, podczas lektury, naprzemian śmiejemy sie i płaczemy lub śmiejemy się przez łzy. Największą zaletą tej cudownej trylogii, są emocje, jakie wywołuje i tym samym zapada w serce nie pozwalalając osobie zapomnieć. Piękna, wzruszająca, niezwykła. Przeczytajcie koniecznie.