To już ostatnie spotkanie z bohaterami Dworu w Zaleszycach. To trzecia i ostatnia część, najbardziej emocjonalna i wzruszająca. Czytanie ostatnich stron było strasznie uciążliwe, bo łzy przesłaniały mi literki. Wzruszyłam się i wcale się tych łez nie wstydzę. W tej części autorka przeszła już chyba samą siebie i tak jak nie przepadam za kontynuacjami to w tym przypadku uważam, że to najlepsza część kończąca przygodę z Julianną, babcią Nusią i Danielem. Coś czuję, że będę za nimi tęsknić. Pocieszam się jednak, że w każdej chwili mogę sięgnąć na półkę i znowu wrócić do tych ciepłych i kochanych bohaterów,
" Po magicznym lecie w Zaleszycach Julianna wraca do domu. Jest bogatsza o nowe doświadczenia, przyjaźnie i miłość. Choć szara codzienność daje jej się we znaki, związek z Danielem kwitnie. Nusia spotyka się z odnalezionym po latach Griszą. Postanawiają wziąć ślub i wydaje się, że teraz nic już nie będzie w stanie zmącić och szczęścia. I że uczucia, które zrodziły się w starym zaleszyckim dworze, mogą mieć szczęśliwy finał.
Tym czasem los ma wobec zakochanych inne plany.. Daniel wyjeżdża na kilkumiesięczne szkolenie za ocean. Julianna zostaje sama i z przerażeniem odkrywa, że jest w ciąży. Na dodatek ma wrażenie, że coś w ich związku zaczyna się sypać.
Czy miłość Julianny i Daniela przetrwa próbę, na jaką zostaną wystawieni? Czy Nusia tym razem nie straci swojego ukochanego? I jakie jeszcze tajemnice skrywa stary dwór w Zaleszycach?"
Tyle opis na okładce, a w środku jest tylko lepiej. Jest uśmiech, wzruszenie i chwila zadumy. Nie powiem Wam co autorka zgotowała naszym bohaterom, bo nie bede Wam odbierać przyjemności z lektury, ale mogę dać sobie uciąć rękę, Ze jeśli zdecydujecie się na sięgniecie po trylogię Agaty Sawickiej to zakochacie się w tej serii tak jak ja. A już trzecia część to prawdziwy majstersztyk i przeżywałam dylemat, bo z jednej strony bardzo chciałam poznać zakończenie historii, a z drugiej odczuwałam smutek z każdą przeczytana stroną, która zbliżała mnie do końca.
To genialnie napisana trylogia, którą czyta się h=jednym tchem. Autorka zabrała mnie w magiczną i niezapomnianą podróż nie tylko do Zaleszyc, ale i w głąb siebie. Zmusiła mnie do chwili zadumy i zatrzymania się, złapania oddechu i nabrania dystansu. Nie oszczędziła mi pani Agata wzruszeń, nie obyło się bez śmierci jednego z bohaterów. Którego? Sięgnijcie po Niebo po burzy i przekonajcie się sami. Umierający bohater widział, że jego czas się kończy, a mimo to pozostał pełen optymizmu i uśmiechu dla innych. Umierając obiecał, że nigdy nie przestanie kochać i kiedy przyjdzie czas to wróci... obietnicy dotrzymał, a we mnie wzbudził potok łez.
To niesamowicie emocjonująca część, która pokazuje, że po burzy zawsze przychodzi słońce,
Agata Sawicka to młoda osoba, która pisze niesamowicie dojrzale, zmusza do refleksji i pokazuje jaki piękny jest świat. W każdym dostrzega pozytyw. Ja jestem zachwycona całą trylogią i czekam z niecierpliwością na kolejne tytuły autorki, która postawiła sobie niesamowicie wysoko poprzeczkę .Czy stworzy kolejną powieść, która skradnie moje serce? Mam nadzieje, że tak, bo polubiłam jej styl pisania.
Gratuluje autorce stworzenia niesamowitej historii z jeszcze lepszym zakończenie. Ostrzegam, że książka nie tylko wciąga, ale i podczas czytania będziecie potrzebować pudełka chusteczek ( żeby nie było, że nie mówiłam).