Północ i Południe, stara magia i chrześcijaństwo, konflikty religijne i kulturowe, walka o władzę i o rząd dusz… Ten sam motyw przewijał się w „Mgłach Avalonu” (i wielu innych książkach) – w pewnym sensie także w realnym życiu, w naszej historii.
Z potężnych niegdyś, władających magią Nehaelitów, pozostały na Północy niedobitki. Południe całkowicie zdominowane zostało przez okcytańskich najeźdźców, chrześcijan.
Melisandra utonęła w morzu w wieku lat trzynastu. Bóg Djerva przywrócił ją do życia, więc jej ojciec, Xavier d’Aleume, zgodnie z prastarym obyczajem i jak na prawdziwego Nehaelitę przystało, oddał ją na wychowanie i szkolenie soutzene – magów wiernych dawnym tradycjom. Ale Melisandra jest (była?) też półkrwi Okcytanką, a praktykowanie magii nie jest dobrze widziane przez chrześcijan, nawet jeśli służy dobrym celom, na przykład uzdrawianiu.
Kiedy Melisandra zakończyła pobieranie nauk, postanowiła wrócić do domu – według jej mentorki to wyjątkowo zły pomysł; soutzene nigdy nie wracają do swoich rodzin, które uznają ich za zmarłych. Melisandra stawia na swoim i okazuje się, że rodzina specjalnie nie cieszy się z jej powrotu, a Nehaelici nie ufają jej w pełni z powodu mieszanego rodowodu. Dziewczyna, wywodząca się z pogranicza dwóch kultur, jest właściwie obca każdej z nich i trudno jest jej znaleźć swoje miejsce w życiu. Początkowo nawet bawi ją odgrywanie roli czarownicy w domach zamożnych chrześcijan, ale…...