Ależ było dobrze powrócić na Szetlandy. To już chyba uzależnienie ;) Wiem jedno, będę wracać do tych książek. Magia i dzikie, surowe piękno Szetlandów skradły moje serce i chociaż nie mieszkam daleko, teoretycznie w każdej chwili mogę wsiąść na prom w Aberdeen, to jednak życie jak wiadomo ma własne plany i póki co zostają mi takie właśnie książki.
"Martwa woda" wciągnęła mnie na maksa. Chociaż książka zaczyna się odrobinę smutno i refleksyjnie, to dalej nabiera kolorów. Początek musiał być taki a nie inny zważywszy na to jak zakończyła się czwarta część. Nie domyśliłam się kto zamordował. Całość intrygi poprowadzona sprawnie i powieść czytało się rewelacyjnie, połykałam stronę za stroną, i poszłam spać o 1 w nocy byleby tylko jak najszybciej dotrzeć do rozwiązania zagadki.
I tu mała niespodzianka mnie spotkała. Pierwszy raz w tej serii zakończenie ciut mnie rozczarowało. Ale że co, że jak, serio ? Taki był powód ? Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Jednak ten mały niedosyt nie zepsuł mi radości czytania i całość oceniam na 8/10. Autorka od początku do niemalże samego końca potrafiła utrzymać czytelnika w odpowienim napięciu, chęć rozwiązania zagadki rosła z każdą stroną. Piękno i magia Szetlandów, ten niepowtarzalny surowy klimat oraz grzeszki i tajemnice jakie skrywali mieszkańcy tej dzikiej wyspy, to wszystko spowodowało, że trudno było się od książki oderwać, tym bardziej że okazało się, iż perfekcyjna pani prokurator równie...